Piast remisuje jak zawsze i jako pierwszy wywozi punkt z Białegostoku
W piątkowym hicie Ekstraklasy przeciwko sobie stawały Jagiellonia i Piast Gliwice. Poza piłkarzami, w tym meczu zderzały się ze sobą dwie serie: Piast nie wygrał ani jednego meczu na wyjeździe, Jagiellonia wszystkie u siebie wygrała.
Zatem Jaga zdecydowanym faworytem? Nic z tych rzeczy, Piast umie dominować w posiadaniu i konstruować ataki (acz brakuje mu skuteczności w ofensywie), a w obronie frustruje rywali determinacją. Ligowi "królowie remisów" mieli na koncie już 11 podziałów punktów, w tym pięć z rzędu w ostatnich meczach. Punktują prawie z każdym i dokładnie taki zamiar mieli w Białymstoku.
W efekcie, kibice Dumy Podlasia oglądali rzadki obrazek: przez ponad kwadrans Jagiellonia prawie nie była w stanie wyjść z własnej połowy, a strzelali tylko goście. Najpierw nieskutecznie, aż w 20. minucie Holubek bez przyjęcia posłał piłkę w słupek! Pressing Piastunek dawał nadspodziewanie dobre efekty i gospodarze – jak nie oni – raz za razem wycofywali piłkę do Zlatana Alomerovicia, nie mogąc wywalczyć sobie miejsca.
Dopiero w 35. minucie Naranjo głową strzelił wprost w ręce Karola Szymańskiego. To był pierwszy moment, gdy Jadze udało się zrobić cokolwiek pod bramką Piasta. Ośmieleni gospodarze coraz sprawniej dochodzili do ostatniej tercji boiska, ale niezmiennie to gliwiczanie byli bliżej gola. Choćby w 43. minucie, gdy Kądzior doskonale dograł na głowę Michaela Ameyawa, ale ten nie trafił na pustą bramkę. W rewanżu Kristoffer Hansen był bliski urwania się obrońcy w rajdzie i strzelił… w ręce Szymańskiego. Nieskuteczności Piasta można było się spodziewać, ale aż takich problemów gospodarzy – chyba nie.
Po powrocie z szatni piłkarze Jagiellonii już lepiej wywiązywali się z oczekiwań: szybka i ofensywna gra przychodziła z większą łatwością, pressing oznaczał znacznie częstsze odbiory piłki Piastunkom, a wejście Marczuka z Pululu po kwadransie drugiej połowy dolało paliwa do coraz lepiej funkcjonującej maszyny.
Wrażenie zaburzył tylko rzut rożny Piasta z 70. minuty, gdy Ameyaw wpakował piłkę posłaną przez Szczepańskiego do bramki. Był na spalonym, a jednak Piastunki dostały impuls do kolejnych ataków. Ruszyli, ale nie wystarczył na długo, ponieważ okoliczności zmienił faul Mosóra na Pululu, po którym katowiczanin dostał czerwoną kartkę. Nagle remis 0:0 przy Słonecznej stał się cenną zdobyczą, której Piast zamierzał bronić z najwyższym poświęceniem.
Serca kibiców zabiły na pewno mocniej, gdy Kupisz główkował w 89. minucie tuż przy słupku, ale to był za łatwy strzał dla Szymańskiego. Tuż przed końcem 95. minuty Dominik Marczuk sam nie uwierzył, że koszmarnie niecelnie strzelił po przejściu dwóch obrońców. Chwilę później niecelna główka okazała się ostatnim strzałem meczu. Piast jako pierwszy w sezonie 23/24 wywozi punkt z Białegostoku.