Piątek pod znakiem odrabiania strat. Remisy Ruchu i Warty po emocjonujących końcówkach
Wynik spotkania rozgrywanego na Stadionie Miejskim w Szczecinie już w 9. minucie otworzył Maciej Żurawski, czyli były zawodnik Portowców. Napastnik wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Konrada Matuszewskiego, wygrywając pojedynek główkowy z Leonardo Koutrisem. Bramkarz Valentin Cojocaru sugerował jeszcze zagranie ręką, ale sędzia nie zamierzał zmieniać swojej decyzji.
Po stracie bramki Pogoń przejęła inicjatywę, a największą aktywnością wykazywali się dwaj doświadczeni zawodnicy, skrzydłowy Kamil Grosicki i ustawiony w drugiej linii Rafał Kurzawa. Goście umiejętnie zamykali jednak boczne strefy i dostęp do pola karnego, a jednocześnie co jakiś czas wyprowadzali groźne kontry. Brakowało im jednak precyzji i pomysłu na ich wykończenie.
Druga odsłona meczu rozpoczęła się podobnie jak pierwsza - od szybko zdobytej bramki, choć tym razem dla gospodarzy. Podopieczni Jensa Gustafssona na plac gry wyszli niezwykle zdeterminowani, co przyniosło efekt już w 50. minucie rywalizacji. Potężny strzał z dystansu oddał Mateusz Fornalczyk. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od zawodnika rywali i po rykoszecie wpadła do siatki. Już chwilę później prowadzenie Portowcom mógł zapewnić Luka Zahović, ale jego mocne uderzenie z pola karnego przeleciało obok słupka. To było ostrzeżenie, z którego goście nie skorzystali.
W 61. minucie gracze Pogoni przejęli piłkę po błędzie Tomasa Prikryla. Futbolówka trafiła do Grosickiego, który posłał płaskie dośrodkowanie wzdłuż linii bramkowej, a akcję zamknął... Jakub Bartkowski, strzelając gola samobójczego.
Portowcy poszli za ciosem i w. 78. minucie wygrywali już 3:1. Tym razem Grosik sam wpadł w pole karne, w swoim stylu wymanewrował obrońcę i strzałem tuż przy słupku nie dał szans golkiperowi.
Wydawało się, że to koniec emocji w tym spotkaniu, ale już kilka minut później po wrzutce z rzutu wolnego do siatki trafił Dimitrios Stavropoulos. Goście nie mając nic do stracenia, ruszyli do ataku i to się opłaciło. W 91. minucie Kajetan Szmyt otrzymał świetne podanie od Dario Vizingera i technicznym uderzeniem pokonał Cojocaru, ustalając wynik na 3:3.
Remis jak przegrana
Wcześniejszy mecz tej kolejki także zapewnił mnóstwo emocji. W pierwszej połowie Zagłębie prowadzone przez byłego szkoleniowca Ruchu, Waldemara Fornalika, całkowicie zdominowało rywali. W tym spotkaniu pierwsza bramka także padła w 9. minucie, a jej autorem był Dawid Kurminowski, który na gola w Ekstraklasie czekał od sierpnia, kiedy w 3. kolejce pokonał bramkarza Lecha Poznań (1:1). Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy prowadzenie podwyższył Kacper Chodyna, któremu asystował Mateusz Wdowiak. W tej sytuacji rywale pozostawili obu zawodnikom zdecydowanie zbyt wiele miejsca.
Gospodarze długo nie mieli pomysłu na przedarcie się przez defensywę Miedziowych, ale nie ustawali w swoich atakach. Widząc tę nieporadność trener Jan Woś zdecydował się na zmiany, posyłając na boisko m.in. Michała Feliksa i Juliusza Letniowskiego.
Zawodnicy odwdzięczyli się mu w najlepszy możliwy sposób. Pierwszy z nich w 78. minucie zdobył bramkę kontaktową, natomiast drugi wyrównał fantastycznym strzałem sprzed szesnastki cztery minuty później, zapewniając swojej drużynie remis. W 90. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Daniel Szczepan, ale goście mieli za mało czasu, by wykorzystać grę w przewadze.