Pogoń na łopatkach w Lubinie, czwarta porażka z rzędu bez strzelonego gola
Pomimo czterech porażek w pięciu ostatnich meczach, Pogoń Szczecin przyjechała do Lubina z prawdziwą armią kibiców, wylewającą się daleko poza sektor gości. Oba zespoły miały jednak swoim fanom coś do udowodnienia, w końcu wzmocniona latem kadra Miedziowych też przegrała dwa z trzech ostatnich pojedynków, w tym z najgorszą drużyną Ekstraklasy.
Jakby uskrzydleni donośnym dopingiem kibiców, Portowcy od pierwszych sekund niedzielnego meczu ruszyli bardzo agresywnie. Wysoki pressing, szybkie odbiory i próby ataku nie dały jednak efektów, a gospodarze po przetrwanym naporze złapali swój rytm. Z czterema zmianami dokonanymi przez Waldemara Fornalika Miedziowi zdobywali przestrzeń bardzo szybko, tyle że w ostatniej tercji Pogoń nieźle radziła sobie z kruszeniem kolejnych ataków. A gdzie sobie nie radziła, miejscowi pomagali, np. wyjątkowo niecelnie uderzający Bułeca.
Formacja pomocy Zagłębia dobrze rozgrywała piłkę i szukała luki w obronie gości, ale strzały albo kończyły się poza światłem bramki, albo nie sprawiały problemów Bartłomiejowi Klebaniukowi. Ten był w pierwszej połowie ostoją drużyny, podczas gdy jego vis-a-vis pozostawał bezrobotny. Dopiero w doliczonym czasie Pogoń oddała swój pierwszy celny strzał, którym jeden Grek (Koulouris) chciał pokonać drugiego (Dioudis). I choć nie pokonał, to lepszej akcji do przerwy z żadnej strony nie było.
Pogoń doskonale wiedziała, że Miedziowi są szczególnie niebezpieczni w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Udało się ten okres przetrwać bez straty gola, a zwieńczył go strzał bezpośrednio z rzutu wolnego w 60. minucie. Damian Dąbrowski przymierzył świetnie, ale Klebaniuk wydawał się nie do przejścia – wybił piłkę spod słupka!
Gospodarze z kolei mieli dobrą taktykę na Portowców. Gdy tylko ci próbowali ruszyć z kontrą, szybkie przejęcia dawały Zagłębiu szansę zagrozić nieuporządkowanym formacjom przyjezdnych. Efekty bardzo długo jednak nie przychodziły. Wejście Zahovicia i Kurzawy dodało świeżej krwi Pogoni, ale losów spotkania nie odmieniło. Co prawda dopiero w 78. minucie, ale Miedziowi w końcu złamali Klebaniuka. Po stałym fragmencie wyjątkowo dobrze pod poprzeczkę piłkę wsunął główką Bartosz Kopacz. Klebaniuk miał ją na rękach, ale przekroczyła linię całym obwodem.
Pogoń stanęła przed widmem naprawdę fatalnej serii czterech ligowych porażek z rzędu, w dodatku bez strzelonego gola. Światełko w tunelu dała kontra z 87. minucie, gdy piłka znalazła wchodzącego Koulourisa. Ten jednak nie uderzał z pierwszej, a próba zatrzymania piłki skończyła się stratą.
O powrocie do meczu nie było mowy, a to oznacza, że nad Szczecinem zebrały się czarne chmury. Mówi się o konflikcie w sztabie trenerskim, kibice w Lubinie mieli bardzo krytyczne słowa pod adresem prezesa Mroczka, a do tego doszedł niedawny skandal z odsunięciem od drużyny Dante Stipicy.