Pogoń wraca do gry, pierwszy krok do odbudowania zaufania kibiców
Pogoń Szczecin wróciła z Warszawy na ogromnym kacu, wypuściwszy z rąk pierwsze trofeum w historii Polski. Rzeszom kibiców, którzy również wracali z niczym, nie jest wszystko jedno. Dowodził tego wulgarny transparent skierowany do piłkarzy Portowców przed poniedziałkowym meczem z Puszczą. Po nim kibice wywiesili pytanie: "Czy jesteście w stanie odbudować nasze zaufanie?"
Sprawdź komplet statystyk meczu Pogoń - Puszcza
Żubry w Niepołomic wiosną odbierały już punkty Legii, Rakowowi i Lechowi, a do Szczecina przyjechały z serią sześciu meczów bez porażki. Dla przypomnienia – Pogoń wygrała tylko raz w ostatnich pięciu pojedynkach.
To nie mógł być łatwy mecz na odbicie od dna dla szczecinian i widać to było od pierwszych minut: pomimo posiadania piłki ponad granicą 70 proc. Pogoń nie mogła oddać groźnego strzału przez pół godziny – dopiero sekundy przed upływem 30. minuty Fredrik Ulvestad huknął z dystansu i byłby wsunął piłkę przy słupku, gdyby nie doskonała parada Zycha. To była najgroźniejsza sytuacja Portowców przed przerwą.
Kamień z serca po golu Koutrisa
Puszcza schodziła do szatni zadowolona – zniwelowali wszystkie groźne okazje gospodarzy, a sami byli parokrotnie o jeden lub dwa kontakty od pokonania Cojocaru. Plan posypał się jednak kilka minut po przerwie, gdy Wędrychowski przerzucił do Przyborka na lewej, a ten znalazł podaniem Koutrisa. Grek przyjął klatką, obrócił się i z zaskoczenia posłał piłkę pod dalszy słupek.
Teraz to Puszcza była na musiku i musiała się bardziej otworzyć. Słynący z frustrowania rywali Małopolanie sami nie posiadali się z frustracji, gdy nie byli w stanie choćby posłać piłkę w światło bramki. Niewiele większy komfort mieli gospodarze, ponieważ wynik pozostawał stykowy, gra się nie otwierała i tylko cel w postaci bezcennego kompletu punktów wydawał się wynagrodzić cierpienie Pogoni, która nie mogła znaleźć drugiej bramki.