Przełamanie Zagłębia Lubin. ŁKS waleczny, ale kompletnie bezradny
Przed pierwszym meczem 16. kolejki PKO BP Ekstraklasy obie drużyny jak powietrza potrzebowały punktów. Zagłębie Lubin może i w tabeli ma dużo lepszą sytuację, ale ostatnie półtora miesiąca było fatalne w wykonaniu Miedziowych. W pięciu meczach zdobyli tylko dwa punkty, zaledwie o jeden więcej niż piątkowy gospodarz, ŁKS.
Łodzianie pozostają bez wygranej w lidze od sierpnia, a jeśli z czegoś są w tym sezonie znani, to ze zbyt łatwego tracenia bramek. Zagłębie również jest dalekie od ideału w pierwszym kwadransie, ale różnica potencjałów w obu składach zarysowała się szybko po rozpoczęciu gry, gdy Serhij Bułeca posłał pierwszy strzał na bramkę Aleksandra Bobka.
Tym razem nic jeszcze nie wyszło, ale łodzianie rzadko byli przy piłce i byli zmuszeni do obrony od pierwszych minut. Gdy w 9. minucie Miedziowi wykonywali pierwszy rzut wolny zza pola karnego, piłka wróciła poza szesnastkę, skąd strzelił Pieńko. Piłkę przeciął jeszcze Bartosz Kopacz i to pozwoliło skierować ją do bramki.
Przyzwyczajeni do straty bramek, gospodarze zdołali odzyskać równowagę na boisku i sami ruszyli do ofensywy, dochodząc do kilku sytuacji. Jakość pozostawała jednak po stronie Zagłębia, które w 25. minucie mogło prowadzić już 2:0. Bułeca uderzył efektownie z wolnego, ale piłka od słupka wróciła na boisko.
Nic równie groźnego żadnej z drużyn nie udało się już stworzyć do przerwy, choć kibice oglądali dwie szybko grające, ambitne ekipy. Zagłębie wyglądało na lepsze o krok, o metr, o jeden kontakt – zawsze z nieznaczną przewagą nad gospodarzami, którzy musieli coś zmienić. Zmienić zdążył się jednak tylko Kamil Dankowski (za Tutyskinasa) zanim Miedziowi podwoili swoje prowadzenie. W 48. minucie lot piłki posłanej z wolnego przeciął Aleks Ławniczak. Bobek obronił strzał, ale dobitki dobiegającego Ławniczaka nie dał już rady.
Nie udało się powtórzyć wielkiego odrabiania strat z meczu ŁKS-Piast, a niewiele później Tomasz Pieńko mógł dać przyjezdnym trzecią bramkę, gdyby nieznacznie lepiej uderzył piłkę. W odpowiedzi Mokrzycki niecelnie zamykał akcję po drugiej stronie, a moment później Bułeca potężnie strzelał pod poprzeczkę, zatrzymany przez Bobka.
To były bardzo intensywne minuty! Po kwadransie gry koszmarna strata Mokrzyckiego pod polem karnym Zagłębia mogła skończyć się trzecim golem, gdyby Bobek nie zatrzymał Wdowiaka. Częste błędy – zwłaszcza ŁKS-u – przy otwartej grze zwiastowały, że któraś ze stron jeszcze zmieni wynik. Blisko był Dawid Kurminowski, który w 74. minucie huknął w słupek.
U lubinian działało już prawie wszystko, a ze zdesperowanymi piłkarzami ŁKS-u momentami grali w kotka i myszkę, z wyrachowaniem szukając miejsca na kolejny atak. Ataki były, ale goli już nie oglądaliśmy. W akompaniamencie gwizdów piłkarze z Łodzi schodzili z boiska.