Puszcza nie odpuszcza w Częstochowie, ale wraca na tarczy
Niedzielny finał 7. kolejki PKO BP Ekstraklasy zapowiadał się wyjątkowo jednostronnie. Po jednej stronie beniaminek z rocznym budżetem najwyżej porównywalnym z wydatkami transferowymi Rakowa, a tenże Raków to przecież mistrz Polski, który właśnie poznał rywali w Lidze Europy. Na papierze obie ekipy dzieliło bardzo wiele, w tabeli ligowej mniej niż można by się spodziewać, a jak było na boisku?
Żubry z Niepołomic od pierwszych minut pokazywały, że nie zamierzają podkulić ogona i zamykać się pod swoim polem karnym. Pierwsze efekty mogły zaskoczyć Raków, który miał pewne kłopoty i pozwolił nawet na oddanie przez rywali paru strzałów, zanim złapał mecz za kark. A dokonał tego duet, który w Ekstraklasie nie miał dotąd okazji błysnąć. W 19. minucie lewym skrzydłem pędził Srdjan Plavsić, który doskonale wrzucił piłkę na głowę Sonnego Kittela, a ten zaliczył pierwsze ligowe trafienie w barwach Medalików.
Niepołomiczanie nie tylko nie zwiesili głów, ale wciąż grali odważnie. To – w parze z niefrasobliwością w defensywie – zemściło się bardzo szybko. W 26. minucie ponownie Kittel rozpoczął akcję Medalików, teraz z prawego skrzydła. Tudor nie oddał piłki wbiegającemu Zwolińskiemu, lecz wycofał. Tam jak błyskawica wbiegł Bartosz Nowak i idealnie wbił piłkę pod górną siatkę bramki, omijając trzech piłkarzy w świetle bramki.
Początkowo sędzia liniowy wskazał na spalonego, ale VAR oddał bramkę Rakowowi, który już minutę później mógł prowadzić wyżej. Tym razem Zwoliński przesadził z próbą przejścia obrońców przed oddaniem strzału. Po kolejnej chwili jeszcze Milan Rundić miał szansę przeciąć wrzutkę. Zanosiło się na pogrom i choć Żubry schodziły do szatni z przetrzepaną skórą, to więcej goli nie wpadło.
Trener Tomasz Tułacz reagował natychmiast – po przerwie nie wrócili obaj skrzydłowi, a wymiana pomocników i wahadłowego zbiegła się w czasie ze zmianą nastawienia Rakowa. Medaliki zwolniły tempo i trzymały się pragmatycznie wyniku, który udało się wypracować przed przerwą. Dawid Szwarga po godzinie zaczął wprowadzać zmiany wyglądające na wytchnieniowe, ale rozprężenie jego zespołu mogło się zemścić.
W 65. minucie kontrę Żubrów wyprowadził Cholewiak, oddał Mesanoviciowi, a ten posłał piłkę po złej stronie okienka. Dokładnie ci sami piłkarze wystąpili w rolach głównych po 80 minutach gry. Tym razem udało się strzelić gola i w pierwszej chwili sędzia wskazał na środek boiska. Muris Mesanović na debiutanckie trafienie musi jednak jeszcze poczekać – faul w ataku na niestrudzonym Berggrenie unieważnił bramkę.
W barwach gospodarzy okazje do podwyższenia wyniku mieli w drugiej połowie zwłaszcza Zwoliński i Yeboah. Ten ostatni zaliczył nawet uderzenie w słupek, od którego jednak piłka wyszła na zewnątrz, już za plecami Krzysztofa Wróblewskiego. Ostatnie słowo mogło należeć do Żubrów, ale z ich wysiłków jeszcze w 98. minucie nie wyszło wiele. Za walkę – uznanie, ale punkty zostały w Częstochowie.