Sobota z Ekstraklasą: Radomiak złamał klątwę, Cracovia pokonana przy Struga w emocjonującym meczu
Radomiak Radom - Cracovia (2:1)
Ilekroć Radomiak gra u siebie z Cracovią, nie jest w stanie nawet strzelić gola i przegrywa raz za razem. W minionym sezonie Pasy zepsuły im historyczny powrót na Struga 63, a później upokorzyły radomian w Krakowie (6:0). Było więc za co się rewanżować i historyczną niemoc przeciw Cracovii udało się przełamać bardzo szybko. Debiutujący w ekipie Zielonych Paulo Henrique wrzucił piłkę przed bramkę, a tam jego rodak Leonardo Rocha pewnie pokonał Henricha Ravasa, notując szóstego gola w sezonie. Drużyna Bruno Baltazara w końcu złamała klątwę Cracovii i choć przyjezdni próbowali odpowiedzieć jak najszybciej, to defensywa gospodarzy trzymała ich na dystans, przepuszczając tylko jedno uderzenie w kierunku bramki przed przerwą.
Trener Kroczek musiał zareagować i natychmiast posłał w bój Olafssona, kilka minut po nim Rakoczego, ale atak pozycyjny krakowian nie przynosił efektów. Co gorsza, pozwolił miejscowym na wyjście z kontrą lewą stroną, w której Wolski przekazał piłkę do Zie Ouattary na dalszym słupku, a ten huknął pod samą poprzeczkę, wprawiając trybuny w euforię. Dotąd znani raczej z niepoukładanej gry Zieloni wyglądali w pierwszej godzinie meczu zadziwiająco solidnie, ale ten obraz szybko zdołali nadkruszyć przyjezdni. Zaledwie cztery minuty po bramce na 2:0 kontakt przywrócił Olafsson. Bramkę musiał sprawdzić VAR, bowiem w bramce przypadkiem znalazł się Van Buren i piłka od niego wypadła z powrotem na boisko. Przekroczyła jednak linię.
Od tego momentu Pasy potwierdziły, że w tym sezonie ich grą można się cieszyć. Bez wysiłku goście wchodzili w tercję defensywną Radomiaka, a szczęścia strzałami szukali Maigaard, Glik czy Rakoczy, którego przekonująco w akcji sam na sam zatrzymał Kikolski. Nie tylko Cracovia szukała bramki, ale Zieloni nawet w wybornej z pozoru sytuacji Peglowa w 89. minucie nie zdobyli trzeciego gola. W ogromnym pocie czoła Radomiak obronił przewagę i przełamuje serię czterech porażek z rzędu.
Zagłębie Lubin - GKS Katowice (1:0)
Po ogromnym niedosycie w Krakowie liczyliśmy, że mecz Miedziowych z GieKSą wynagrodzi nam w golach. A miał co wynagradzać, ponieważ Zagłębie Lubin rozczarowuje bardzo na początku sezonu, podczas gdy katowiczanie radzą sobie ponad oczekiwania. Podopieczni Waldemara Fornalika nie zachwycali jednak w sobotę, błyskawicznie dając się zepchnąć beniaminkowi, który zaczął z bardzo dużą intensywnością i tylko w pierwszej połowie oddał aż 11 strzałów. Liczba wysoka, jakość znacznie niższa, a w tych trudniejszych sytuacjach – jak choćby w 27. minucie – Dominik Hładun pozostawał ostoją gospodarzy z Lubina.
Mimo to podopieczni Rafała Góraka musieli się podobać, zwłaszcza w kontraście do jeszcze mniej skutecznych lubinian. Zagłębie wyjątkowo rzadko zbliżało się do bramki gości i nic dziwnego, że Fornalik szukał ratunku w zmianach. W GieKSie zmienić trzeba było tylko skuteczność, ponieważ proste środki w postaci pressingu i szybkiego ruchu do przodu z piłką sprawdzały się co najmniej nieźle. Gdy katowiczanie zbliżali się do 20 strzałów, Fornalik wpuścił na boisko debiutanta, Huberta Adamczyka. Potrzebował tylko trzech minut, by zdjąć z gospodarzy cały ciężar: pierwszym strzałem przełamał impas w 87. minucie. Desperacki szturm przyjezdnych otworzył drogę do kontry Zagłębiu. Wdowiak doskonale dograł do Sejka, ten pokonał bramkarza, ale w światło bramki wpadł Wasielewski i wybił z linii bramkowej!
Puszcza Niepołomice – Korona Kielce (0:0)
Typowani do miejsc w czerwonej strefie, piłkarze obu zespołów mieli sporo do udowodnienia w bezpośrednim starciu i gdyby oceniać po pierwszych fragmentach, kielczanom zdecydowanie bardziej zależało na dobrym wrażeniu. Przez 10 minut gospodarze nie mieli z gry nic, rzadko dotykając piłki. Po świetnej akcji prawym skrzydłem Zwoźnego było blisko gola, ale obrońcy Puszczy ułatwili zadanie Kewinowi Komarowi, blokując dwa uderzenia. Żubry były zaskakująco niepozbierane w środku i defensywie, zostawiając kielczanom zbyt dużo przestrzeni do działania. U Złocisto-Krwistych zawodził jednak – jak od początku sezonu – ostatni moment akcji, dlatego 45 minut kończyli bez gola. Puszcza miała tylko jedną sytuację, za to fantastyczną. Po wyrzucie z autu piłka dotarła do Abramowicza, który potężnym wolejem był bliski pokonania Dziekońskiego. Ten jednak utrzymał piłkę w rękawicach.
Zmiana stron nie przyniosła zmiany obrazu meczu: w Puszczy wciąż rozczarowywała organizacja gry, w Koronie – ofensywna nieskuteczność. Po kwadransie wyraźniej przewagi Jauhienij Szykauka zdołał idealnie wyjść do piłki od Zwoźnego, ale Komar ruszył przed bramkę i zablokował strzał Białorusina. Wstrzelić się nie mógł również Pedro Nuno, a to mogło się zemścić, gdy w 83. minucie – po rozegraniu rzutu wolnego – Radecki sam przed bramką strzelił z dwóch metrów… wprost w Dziekońskiego. Poprawił się chwilę później ostrym wolejem po stałym fragmencie, ale nawet to potężne uderzenie Dziekoński wybił poza bramkę. Żubry strzelały lepiej, kielczanie strzelali częściej, ale gola w Krakowie nie strzelił dziś nikt.