Thriller do ostatnich sekund, grad goli w meczu Korony i Puszczy
13. kolejka PKO BP Ekstraklasy rozpoczęła się meczem o ucieczkę od strefy spadkowej. Puszcza była pod kreską, Korona o włos ponad nią. Beniaminek z Niepołomic znany jest z tego, że gra skutecznie, choć niezbyt pięknie, wykorzystując zwłaszcza stałe fragmenty. Pod tym względem Korona nie miała się czym chwalić – choć gra efektownie, to bardzo nieskutecznie.
I wszystko napisane powyżej mogło być prawdą w poprzednich meczach, ale po 20 minutach gry w deszczowych Kielcach można było wyrzucić te tezy do kosza. Po nieudanym stałym fragmencie Puszczy w 6. minucie gospodarze ruszyli z kontrą. Lewą stroną w pole karne wszedł Godinho, przytomnie ze strzału zrezygnował Nono, który piłkę oddał Szikawce i ten bez problemu pokonał Zycha.
Po kolejnych sześciu minutach mogło być jeszcze gorzej, gdy Nono postanowił do asysty dołożyć gola. Z ponad 20 metrów huknął nie do obrony, ale piłka ześliznęła się na aut po słupku. Nie gol? To druga asysta. Po jeszcze sześciu minutach (18. min.) właśnie Nono wykonywał rzut rożny i wybrał Martina Remacle’a poza polem karnym. Belg nie myślał długo, strzelił po ziemi w pole karne. Wydawało się, że uderza trochę na oślep, a jednak piłka przeszła gąszcz zawodników w szesnastce i – mimo szybkiego wytracania prędkości na grząskiej murawie – minęła również Zycha w bramce.
Zawodnikom Korony zdawało się wychodzić wszystko, rywalom – nic a nic. Znana z dyscypliny jedenastka Puszczy była kompletnie zagubiona i ich sytuacja wkrótce stała się jeszcze gorsza. Tuż po półgodzinie gry kolejna akcja Złocisto-Krwistych podniosła wynik. Tym razem prawą stroną gnał Podgórski, dostrzegł Dominicka Zatora wchodzącego przed bramkę i posłał mu piłkę na nogę. Wystarczyło ją trącić, by przeszła za linię (trącona jeszcze nogą Craciuna).
Tak dobrej pierwszej połowy Korona Kielce jeszcze w tym sezonie nie miała. Puszcza? Chyba niewiele ze swoich minut w najwyższej klasie może zaliczyć do gorszych. Po przerwie przyjezdni musieli pokazać zupełnie inne oblicze, jeśli mieli wrócić do gry. Formacje w końcu zaczęły działać, choć to Szikawka miał pierwszy groźną okazję, powstrzymaną przez Zycha.
Dopiero po godzinie gry emocje wyraźnie wzrosły, ale kiedy to nastąpiło, to doszło do istnego trzęsienia ziemi! W 63. minucie pechowo skiksował na swojej połowie Nono, a po akcji wyprowadzonej przez Puszczę Artur Siemaszko strzelił bramkę z ostrego kąta, przywracając przyjezdnym nadzieje.
Dwie minuty później Bartłomiej Poczobut spróbował sił z dystansu i złapał stojącego okrakiem Dziekońskiego, który nie był w stanie obronić. W dwie minuty z 0:3 na 2:3!
Wcale niewiele brakowało, a byłoby 3:3 już w 68. minucie, gdy Cholewiak z bliska był o włos od gola. Niepołomiczanie wrócili do gry w niespodziewanym stylu i choć kolejne bramki nie chciały przyjść, to emocji w dalszych minutach nie brakowało. Wydawało się, że kwestię wyniku utnie Ronaldo Deaconu. Wprowadzony na 20 minut Rumun w 88. minucie dostał świetne prostopadłe podanie od Godinho i nie pomylił się, strzelając na 4:2.
Stadion w Kielcach – z prawie dziewięcioma tysiącami fanów – fetował imponujące zwycięstwo, gdy nagle święto zepsuł Mateusz Cholewiak. Podbił stawkę już w doliczonym czasie gry, drugi raz dając Puszczy kontakt przy 3:4. Jak to zrobił Prawą nogą zza pola karnego, mieszcząc futbolówkę tuż przy słupku.
Zatem znów thriller? Tak, za to z happy endem dla kielczan. W 92. minucie Ronaldo Deaconu miał już dublet, tym razem obsłużony przez Dawida Blanika! Po wygranej 5:3 Korona nie tylko ucieka znad strefy spadkowej, ale - chwilowo - ląduje w górnej części tabeli. Można by powiedzieć, że za takie widowisko zasłużyła!