Trzy gole Lecha, w tym dwa samobójcze. Legia wywozi zwycięstwo z Poznania
W ostatnich latach klasyki pomiędzy Lechem a Legią kończyły się bez zwycięzcy, a – co gorsza – zwykle również bez emocji. W niedzielnym starciu 32. kolejki PKO BP Ekstraklasy stawką było zachowanie twarzy (i szansy na grę w Europie!) po bardzo rozczarowującym sezonie obu zespołów.
Sprawdź komplet statystyk meczu Lech - Legia
Gdzie Legia nie może, tam Lech pomoże
Jeśli pierwsze minuty miały wskazać, komu zależy na realizacji celu, to była to stanowczo Legia. Stołeczni przyjechali do Poznania żądni bramek i po pięciu minutach Paweł Wszołek celebrował pierwszego gola. Gual wypuścił go prawą stroną, a Wszołek posłał piłkę łukiem, którego wysokość podbił niechcący Miha Blazić. Gdyby nie on, Mrozek mógłby obronić, ale po rykoszecie piłka wsunęła się pod poprzeczką. Sektor gości oszalał, ale ucichł chwilę później, gdy Szymon Marciniak potwierdził faul Rosołka w ataku. Gol nieważny.
Jakby temperatura jeszcze nie była dość wysoka, po chwili Marciniak wskazał na jedenastkę, gdy w polu karnym faulował Barry Douglas. Josue podszedł do strzału, ale Mrozek przeczytał go modelowo i złapał piłkę, co wywołało ryk pełnego stadionu! I znów radość nie trwała długo – w kolejnym ataku piłkę głową przed bramkę strącił Yuri Ribeiro, a Blazić w trudnej do wytłumaczenia próbie wybicia strzelił bramkę samobójczą.
W mniej niż kwadrans działo się więcej niż przez cały jesienny mecz tych drużyn przy Łazienkowskiej, a to nie był koniec. Stopniowo szala zaczęła przechylać się w stronę Kolejorza, który strzelał wprawdzie niecelnie, ale częściej pojawiał się pod bramką Kacpra Tobiasza. Niestety, jedyne celne uderzenia piłkarze Lecha oddawali na swoją bramkę. Po kaskadzie indywidualnych błędów w 45. minucie drugi gol samobójczy "padł łupem" Bartosza Salamona w sytuacji, w którą sam nie mógł uwierzyć...
Zryw Pereiry to za mało
Jak zeszli bezradni, tak bezradni piłkarze Lecha wrócili. Próby ataków kończyły się niecelnymi wrzutkami, a rosnąca przewaga w posiadaniu piłki nie miała przełożenia na jakiekolwiek sytuacje pod bramką Tobiasza. Gdy w 68. minucie trener Rumak zdjął Karlstroma i Velde, kibice mogli sobie przypomnieć, że obaj byli w ogóle na boisku – żaden nie odegrał istotnej roli, a Kolejorz pozostawał bezzębny.
Aż trudno uwierzyć, ale potężne i groźne uderzenie Radosława Murawskiego z dystansu w 69. minucie było pierwszym celnym strzałem Lecha w meczu. Tobiasz dobrze jednak oszacował lot piłki i efektowną paradą wybił ją poza bramkę. Chwilę później Mikael Ishak głową szukał drogi do bramki, ale trącił piłkę niecelnie. W tym momencie kibole Lecha uznali, że nie ma sensu gry kontynuować – z Kotła na boisko poleciało kilkadziesiąt rac.
Po długiej przerwie i zabezpieczaniu boiska, gdy znaczna część stadionu zaczęła pustoszeć, sygnał do ataku dał Joel Pereira. Portugalczyk podszedł na 18-20 metrów i przymierzył w to samo okno, którego szukał wcześniej Murawski. Udało się, w 83. minucie Lech miał kontakt.
Właśnie Pereira pozostawał ostatnią nadzieją poznaniaków w doliczonym czasie, gdy kolejne jego wrzutki powodowały największe zagrożenie przed bramką Tobiasza. Wyrównanie jednak nie przyszło, Legia wywozi cenne zwycięstwo w meczu, którego przebiegu chyba nikt przewidzieć nie umiał.