Twierdza Łazienkowska obroniona, Ernest Muci pogromcą Widzewa
Sporo liczb można by przytoczyć przy okazji meczu Legii z Widzewem. Łodzianie nie wygrali na Łazienkowskiej od 26 lat, a nawet u siebie ostatnio górą byli w 2000 roku. Legia z kolei na swoim stadionie jest niepokonana w lidze od kwietnia 2022. W tej sytuacji Widzewowi zostało kurczowo się trzymać innych liczb: 2:2 z rundy wiosennej, najlepszego od lat meczu łodzian w Warszawie. Zwłaszcza w związku z informacjami o zwolnieniu trenera w razie porażki z Legią...
I mogło się wydawać, że trener Niedźwiedź odetchnie, gdy już w 4. minucie Kacper Tobiasz musiał bronić pierwszy groźny strzał głową Mate Milosa po dośrodkowaniu Pawłowskiego. Nic z tego, ten sam Tobiasz moment później miał już na koncie asystę, gdy w 5. minucie doskonale znalazł Muciego długim podaniem, a Albańczyk z zimną krwią pokonał Henricha Ravasa sam na sam. Obrońcy zaspali, Legia już miała przewagę.
Do kosza można było już wyrzucić pocieszające argumenty o tym, że Legia wystawiła mocno zmieniony skład na rywali z Łodzi. Co więcej, po pierwszym ciosie RTS długo nie był w stanie się pozbierać, po kwadransie posiadanie piłki nie przekraczało nawet 25 procent. Najlepszą dla Widzewa wieścią była kontuzja Blaza Kramera, którego już w 18. minucie zastąpił Rosołek.
Dopiero w połowie pierwszej odsłony łodzianie okrzepli i ponownie zapuścili się pod bramkę Legii. Co jednak Widzewiacy odbudowywali z mozołem, Legia zabierała im błyskawicznie – gospodarze grali szybciej, mieli więcej pomysłów i zwłaszcza łódzka obrona nie mogła za nimi nadążyć. W takich sytuacjach trzeba wykorzystać każdą możliwość na strzelenie gola, tymczasem Widzew zbliżał się do przerwy z jednym strzałem z pierwszych minut.
Do szatni goście zeszli jednak z remisem. W 44. minucie Widzew wziął przykład z Legii – Ravas asystował, a Jordi Sanchez indywidualnie zatańczył przy obrońcach, przełożył sobie piłkę i pokonał Tobiasza. Legii nie pomógł nawet kolejny mocny strzał Muciego ani akcja, w której Rosołek musiał tylko dołożyć nogę do świetnego podania Wszołka, ale nie trafił w piłkę.
Krótko po powrocie na boisko Jordi Sanchez był o włos od gola dającego prowadzenie, gdy Pawłowski ofiarnie dograł mu prostopadle głową. Hiszpan spudłował jednak, kończąc akcję jedynie ostrzeżeniem dla Legii. Dopiero po 10 minutach gry Wojskowi przeszli do konkretów i zagrozili bramce Ravasa, ale ani strzał Josue, ani seria rzutów rożnych nie dała przełamania.
Gdy impas się przedłużał, a Widzew zbyt dobrze radził sobie z Legią, trener Runjaić posłał na boisko Pekharta i Guala. Żaden z nich nie zdążył jeszcze pokazać się z dobrej strony, gdy Ernest Muci skompletował dublet w 75. minucie. Niechcący piłkę wyłożył mu Terpiłowski, chcąc odebrać futbolówkę szykującemu się do strzału Elitimowi. Albańczyk znów kończył jak profesor.
Widzewiacy wyraźnie nie stracili wiary w powtórkę z 2:2, parokrotnie zmuszając defensywę gospodarzy do wybijania piłki poza pole gry. Jednak ani wprowadzenie Patryka Kuna, ani Ciganiksa nie wniosło tyle, by zdobyć bramkę wyrównującą. Legia za to miała kolejne okazje, głównie za sprawą Guala, który dwukrotnie próbował strzałów przewrotką aż w końcu wywalczył rzut karny i czerwoną kartkę dla Da Silvy. Już w 97. minucie do piłki podszedł Josue i posłał Ravasa w przeciwny róg.
Z dziewięciu doliczonych minut zrobiło się aż 14, ale wynik już się nie zmienił – Legia wygrywa po raz 43. z Widzewem i wspina się na szczyt tabeli PKO Ekstraklasy, gdzie spędzi przerwę reprezentacyjną.