Warta pokonała mistrza Polski, Jaga wywozi punkty z Łodzi. Śląsk przegrywa we Wrocławiu
Warta Poznań - Raków Częstochowa (2:1)
Spotkanie rozgrywane na stadionie w Grodzisku Wielkopolskim od samego początku nie układało się po myśli zawodników Dawida Szwargi. Mistrzowie Polski przegrywali już od 3. minuty, kiedy precyzyjnym strzałem z pola karnego Vladana Kovačevicia pokonał Kajetan Szmyt. Później co prawda wypracowali większe posiadanie piłki, ale nic z tego nie wynikało. Co więcej, to Zieloni podwyższyli prowadzenie. Tym razem świetne podanie z głębi pola otrzymał Stefan Savić, po czym wymanewrował obrońców i umieścił piłkę w siatce.
Raków nie ustawał w swoich atakach i tuż przed przerwą zdołał zmniejszyć straty. Po faulu Mohameda Mezghraniego na Bartoszu Nowaku jedenastkę podyktowaną po analizie VAR wykorzystał sam poszkodowany.
Po zmianie stron goście ruszyli do odrabiania strat i tworzyli coraz więcej okazji. Kolejną świetną szansę miał Nowak, ale jego główka po dośrodkowaniu Erick Otieno okazała się minimalnie niecelna. Chwilę później z bliskiej odległości w słupek trafił Ante Crnac. Mimo absolutnej dominacji pod koniec spotkania i wprowadzeniu ofensywnych rezerwowych, m.in. Łukasza Zwolińskiego czy Johna Yeboaha, Medalikom nie udało się już zdobyć wyrównującego gola, dlatego powrót po zimowej przerwie zaczynają od porażki 1:2.
Widzew Łódź - Jagiellonia Białystok (1:3)
Kibice jak zwykle tłumnie zgromadzeni na stadionie w Łodzi od początku oglądali dynamiczne widowisko. Najpierw fantastycznymi paradami popisali się bramkarze - Jan Krzywański po strzale Jesusa Imaza oraz Zlatan Alomerović po uderzeniu Frana Alvareza. Chwilę później obie drużyny zaprezentowały większą skuteczność. W 9. minucie po efektownej wymianie podań z Nene do siatki trafił Pululu, ale za moment mocnym strzałem głową wyrównał Bartłomiej Pawłowski. W kolejnej fazie rywalizacji tempo gry nieco spadło, jednak zespół Adriana Siemieńca zdołała ponownie wyjść na prowadzenie, kiedy po kolejnym świetnym podaniu Nene do siatki z bliskiej odległości trafił Dominik Marczuk.
Goście dużo lepiej rozpoczęli również drugą połowę. Potwierdzili to już w 51. minucie, kiedy Imaz pokonał bramkarza strzałem głową, wykorzystując dośrodkowanie Kristoffera Hansena, byłego gracza RTS-u. Za moment mogło być już nawet 3:1. Do strzału z rzutu karnego szykował się Pululu, ale sędzia anulował jedenastkę ze względu zagranie ręką Marczuka w tej samej akcji. Zawodnikom Daniela Myśliwca nie można było odmówić ambicji, do samego końca szukali okazji na zdobycie bramki kontaktowej. Nie potrafili już jednak przedrzeć się przez dobrze zorganizowaną defensywę rywali, dlatego to ekipa z Podlasia zainkasowała trzy cenne punkty i przynajmniej na chwilę zameldowała się na fotelu lidera.
Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin (0:1)
Rywalizację we Wrocławiu obie drużyny rozpoczęły odważnie, prezentując kibicom swoje ofensywne oblicza. Początkowo więcej sytuacji kierowali gospodarze, a po strzale Piotra Samca-Talara przed utratą bramki Portowców uratował Valentin Cojocaru. W kolejnych chwilach po uderzeniach 22-letniego skrzydłowego Rumun interweniował jeszcze dwukrotnie, za każdym razem bez problemu łapiąc piłkę, gdyż strzały były zbyt lekkie. Przed przerwą do ataku ruszyli także rywale, ale w poczynaniach jednego i drugiego zespołu dominowała niedokładność.
Świetną sytuację zmarnował Erik Exposito, który po dograniu piłki przez Nahuela Leivę wolejem posłał futbolówkę nad bramką. Lider tabeli strzelców zrehabilitował się precyzyjnym dośrodkowaniem, ale tym razem niecelnie główkował Samiec-Talar. W końcu na uderzenie zdecydował się także Leiva, jednak znów na wysokości zadania stanął bramkarz, a dobitka Petra Schwarza nie trafiła do celu.
Niewiele zmieniło się także po przerwie. Dogodne sytuacje mieli Samiec-Talar, Patrick Olsen czy Leiva, ale wciąż brakowało im precyzji. Wkrótce potem mocny strzał Efthymiosa Koulourisa obronił Rafal Leszyczński, jednak w 73. minucie był już bez szans. Po błędzie defensywy Śląska piłkę przejęli rywale, strzał Fredrika Ulvestada odbił się jeszcze od Patryka Janasika i wpadł do siatki.
W samej końcówce spotkanie zostało przerwane, gdyż z trybun zaczęły lecieć różne przedmioty - m.in. butelka, która trafiła w plecy bramkarza Pogoni. Po wznowieniu gry Śląsk szukał kolejnych okazji, ale nie zdołał wyrównać. Najbliżej zdobycia gola wyrównującego był wprowadzony po przerwie Patryk Klimala, jednak i on nie znalazł sposobu na golkipera Portowców. Śląsk zdecydowanie dominował niemal przez całe spotkanie, ale ostatecznie poniósł porażkę 0:1 i nie przeskoczył pierwszej Jagiellonii.