Wielki comeback Korony, Widzew górą nad Górnikiem, Puszcza zatrzymała Zagłębie
Puszcza Niepołomice – Zagłębie Lubin (2:2)
Wczesne niedzielne popołudnie zaczęło się słonecznie i pozytywnie dla Puszczy Niepołomice, która w meczu z Zagłębiem Lubin otworzyła wynik już po siedmiu minutach. Okazja nadarzyła się – a jakże! – po wrzucie z autu. Piłkę najpierw głową uderzał Roman Jakuba, Dioudis wybił, później próbował dobijać Siemaszko, aż w końcu drugą szansę otrzymał Ukrainiec, który dał prowadzenie.
Lubinianie nieustannie przeważali i bez problemu dochodzili z piłką pod pole karne, ale tam dyscyplina defensywna Żubrów długo niweczyła wysiłki Miedziowych. Dopiero rzut rożny w 31. dał oddech podopiecznym Waldemara Fornalika, gdy Aleks Ławniczak głową pokonał Oliwiera Zycha. Przyjezdni nie zamierzali odpuszczać, co przy coraz bardziej chaotycznej obronie Puszczy wydawało się dobrym krokiem. I takim się okazało, gdy w 40. minucie Dawid Kurminowski – co prawda na raty – pokonał Zycha jako drugi z Miedziowych.
Po przerwie na boisku zadebiutował w barwach Puszczy pomocnik Jin-Hyun Lee, za Siemaszkę wszedł Firlej i to właśnie on od razu spróbował wsunąć piłkę za kołnierz Dioudisowi. Miedziowi oddali inicjatywę, mając na uwadze jak Żubry męczą się w budowaniu ataku pozycyjnego. Męczarnie faktycznie były, ale Zagłębie zostało skarcone za bierność, gdy Koj precyzyjnie wrzucił piłkę na głowę Zapolnika, a ten idealnie skierował ją pod dalszy słupek. Wyrównanie pozwoliło Puszczy wrócić do swojej typowej gry – z mniejszym posiadaniem, z presją wyniku na rywalu. W 90. minucie piłkę meczową dla Puszczy zmarnował Firlej (w środek bramki), a moment później Juan Munoz pokonał Zycha, ale ze spalonego. A więc remis, po wcale niezłym meczu.
Widzew Łódź – Górnik Zabrze (3:1)
Wygrana nad Widzewem dałaby Górnikowi miejsce tuż za ścisłą czołówką. Łodzianie o tym jeszcze nie marzą, ale celować w górą połowę tabeli mogli. I widać było, że to im bardziej zależy na realizacji sportowych ambicji – weszli w mecz z impetem, tworząc kilka sytuacji, co stało w kontraście do spokoju Górnika. Wkrótce okazało się, że spokój był jedynie wrażeniem, a zabrzanie byli zwyczajnie bezradni. Po 25 minutach gry Dominik Kun posłał w rajd na bramkę Jordiego Sancheza, Bielica wyjściem źle ocenił swoje szanse i Hiszpan był przed pustą bramką. Ogromnym wysiłkiem Lawrence Ennali wybił piłkę z pustej bramki.
Trójkolorowi nie wzięli ostrzeżenia na poważnie i chwilę później zapłacili wysoką cenę. Wybiło pół godziny, gdy piłka znalazła Antoniego Klimka przed bramką, a młodzieżowiec ze spokojem posłał ją przy słupku. Moment później Klimek uderzał w poprzeczkę. Z kolei Juan Ibiza jak na treningu wykorzystał wrzutkę z rzutu rożnego w 33. minucie. Dopiero to obudziło Górnika, ale nie na tyle, by złapać kontakt przed przerwą.
Po przerwie weszli Czyż, Olkowski i Soichiro Kozuki, który bardzo szybko zapisał na swoim koncie pierwszą w Polsce asystę. To on wykonywał rzut rożny z 51. minuty, po którym niską główką Gikiewicza pokonał Rafał Janicki. Po 20 minutach drugiej połowy mogło być 2:2, ale tym razem Gikiewicz genialnie zatrzymał główkę Kapralika. Przewaga Trójkolorowych nie podlegała dyskusji przez większość drugiej połowy, a Widzew miał tylko pojedyncze sytuacje, by uspokoić grę trzecim golem. Bodaj najlepszą zmarnował Bartłomiej Pawłowski w 80. minucie, a na cztery minuty przed końcem Dawid Tkacz rozpalił trybuny perfekcyjnym wykończeniem. Niestety, był na spalonym. Wygrana była jednak bezpieczna, gdy chwilę później Rafał Janicki wyleciał z czerwoną kartką, a Noah Diliberto genialnie zza pola karnego wbił piłkę pod poprzeczkę!
Korona Kielce – Legia Warszawa (3:3)
Trener Kamil Kuzera zapewnił, że Korona będzie gotowa na Legię, która – poraniona ostatnimi wynikami – przyjechała do Kielc narażona na kolejne ciosy. Tyle że nie miał ich kto zadać, gospodarze nie zdążyli wejść w mecz, gdy już przegrywali. Kapustka doskonale dograł Kramerowi w 6. minucie, a ten urwał się i z ostrego kąta pokonał Forenca. Ten sam schemat Słoweniec powtórzył w 30. minucie, tym razem obsłużony jeszcze lepiej przez Guala. Zapowiadało się, że kielczanie do szatni zejdą bez choćby niecelnego strzału, ale obudzili się w ostatnich minutach. Nonszalancja Legii w obronie skończyła się stratą piłki i strzałem Martina Remacle’a, który przelał się przez ręce Hładuna, podłączając gospodarzom tlen przed drugą połową. A krytykom aktualnej gry Wojskowych dokładając kolejny solidny argument.
Złocisto-Krwiści powrócili z wyraźnie podniesioną adrenaliną i zapowiadało się, że wyrównanie jest na horyzoncie. Wicemistrzowie Polski próbowali wybić im z głowy punkty, gdy w 60. minucie Marc Gual przyjął plecami do bramki, i zgrabnym obrotem nabrał impetu do uderzenia, które pokonało Forenca przy bliższym słupku. Gospodarze nie mieli już nic do stracenia i kontynuowali energiczną grę.
Wprowadzony po przerwie Danny Trejo zaliczył pierwszą w Ekstraklasie asystę, gdy obsłużył w 69. minucie Jauhienija Szykaukę. Białorusinowi pozostało dołożyć nogę, a zaczęło się od kolejnej prostej straty Legii. Świętujących jeszcze kieleckich kibiców cztery minuty później uciszył Bartosz Kapustka, ale jego gol na 4:2 został unieważniony po sygnalizacji spalonego. Wydawało się, że ostatnie fajerwerki rozbłysną po stronie ultrasów, ale kielczanie wyczekali na swój moment. Po kolejnej akcji w 92. minucie piłka spadła pod nogi Adriana Dalmau, a ten huknął z bliska pod poprzeczkę, Hładun nie miał szans. Na rozgrzanym do czerwoności stadionie taki remis z Legią był przyjmowany jak zwycięstwo.