Wystarczył błysk Podolskiego, Górnik rządzi na Górnym Śląsku
122. Wielkie Derby Śląska już przed pierwszym gwizdkiem wpisały się w historii jako drugie największe pod kątem frekwencji przy Roosevelta 81. Bilety – nawet te z puli dodatkowej – skończyły się na tydzień przed spotkaniem i przynajmniej na 90 minut nieistotne stało się, jak słabo wszedł w sezon Górnik Zabrze. Gdyby w piątek piłkarze pokonali Niebieskich, pewnie wielu kibiców puściłoby w niepamięć trzy porażki i tyleż remisów.
W pierwszych fragmentach gry rytm nadawały niestety nie bębny z głośnej i barwnej Torcidy, lecz gwizdek sędziego wybrzmiewający po faulach z obu stron. Gra nie była nazbyt agresywna, ale o uciekaniu z nogami mowy nie było. Gorzej, że i o dobrych sytuacjach pod każdą z bramek niewiele można było powiedzieć. Po 10 minutach blisko uradowania stadionu był Musiolik, który musiał tylko przeciąć piłkę, a skiksował i prawie sam się podciął.
Otwierające fragmenty zdecydowanie należały do Trójkolorowych, którzy nie mieli jednak pomysłu, jak przebić defensywę Ruchu. Z biegiem czasu dynamika przechyliła się na korzyść Niebieskich, raz po raz przyspieszających i próbujących postraszyć Bielicę. Ostatecznie jednak najlepszą próbą był strzał głową Bartolewskiego w 40. minucie, choć jego strącenie po stałym fragmencie posłało piłkę po złej stronie słupka.
Jeszcze niecelne uderzenie Szczepana nad bramką, zbyt częste straty Podolskiego i mieliśmy już bingo w kwestii tego, co ostatnio pokazują Górnik z Ruchem. By oddać obu stronom sprawiedliwość, trzeba jednak przyznać, że były chwile zrywnej, kombinacyjnej gry i tylko finiszu brakowało.
W pierwszej połowie brakowało akcji, a w drugiej oba zespoły wymieniły się strzałami już w pierwszych sekundach. Bielica musiał bronić próbę Szymańskiego, a Buchalik mógł odprowadzić piłkę wzrokiem, gdy przetoczyła się obok słupka po strzale Podolskiego. W pierwszych 45 minutach nie było też kartek na boisku, a w drugiej trzy sypnęły się już na starcie.
Skoro przybyło wszystkiego, to i gol w końcu padł. Po doskonałym dograniu Musiolika do środka piłkę przejął osamotniony w szesnastce Podolski. Stał przed nim Sadlok i nie mógł uwierzyć, że zastawiony mistrz świata zdołał przymierzyć, a następnie zmieścić piłkę w bramce.
Gra przyspieszyła i otworzyła się, podopieczni trenera Skrobacza szukali wyrównania, a to otwierało gospodarzom drogę do kontry. Jakby ktoś podkręcił palnik pod murawą – zrobiło się zdecydowanie goręcej i tylko chwilami widowisko stygło na kształt pierwszej połowy, naznaczonej nieskończonymi akcjami.
Zasadnicza różnica polegała na tym, że wzmocniony prowadzeniem Górnik zdecydowanie rozdawał już karty, a zawodnikom z Cichej w Chorzowie z coraz większym trudem przychodziło zagrożenie bramce Daniela Bielicy. Nie pomogło wprowadzenie do 81. minuty kompletu zmienników przez trenera Skrobacza. Jeszcze w 94. minucie strzelał z niezłej pozycji Daniel Szczepan, ale jego uderzenie zostało zablokowane.