Zwycięstwo Rakowa okupione poważnymi stratami kadrowymi?
Do pierwszego meczu niedzieli w Ekstraklasie Raków Częstochowa i Radomiak Radom przystępowały w niewygodnym położeniu. Mistrzowie Polski dostali niedawno bęcki od Atalanty i Lecha Poznań, podczas gdy Radomiak dał się wyrzucić z Pucharu Polski czwartoligowej Garbarni Kraków, nie wygrawszy meczu od połowy sierpnia.
Jeśli pierwsze minuty miały wskazać, kto ma większą wolę rehabilitacji, to nie ma wątpliwości. Raków atakował od pierwszych sekund, a w drugiej minucie z dystansu Alberta Posiadałę testował Władysław Koczergin. Młody bramkarz był górą, jednak cieszyć się nie mógł. Już minuty później wybił centrę Berggrena wprost na nogę Bogdana Racovitana, a stoper huknął bez litości na 1:0.
Dłuższą chwilę Radomiak dochodził do siebie. Gdy w 17. minucie wydawało się, że Zieloni stają na nogach, niepotrzebna strata pozwoliła na odbiór Nowaka. Ten błyskawicznie wypuścił Piaseckiego sam na sam z Posiadałą. Napastnik trafił, ale był na nieznacznym spalonym, potwierdzonym przez VAR.
W kolejnych dwóch kwadransach podopieczni Constantina Galki zyskiwali przestrzeń, ale jedyne, z czym schodzili do szatni, to niedosyt. Nastroje nie były najlepsze również w Rakowie. Cóż z prowadzenia, gdy w kilka chwil z kontuzjami musieli zejść Srdjan Plavsić i Adnan Kovacević? Dla i tak trapionego urazami zespołu to brzmiało wyjątkowo niepokojąco.
Po zmianie stron długo brakowało konkretów. Radomiak częściej był przy piłce, Raków częściej był pod bramką gości. A kto wycisnął więcej? Odpowiedź przyszła dopiero po kwadransie. Rzut wolny przed polem karnym Radomiaka wykonał Sonny Kittel, a jego wrzutka odnalazła doskonale Racovitana. Obrońca miał już dublet, a Zieloni nie wyglądali na zdolnych zrobić z tym cokolwiek.
Powody do radości? Niekoniecznie. Kolejno na murawę padali Gustav Berggren i Milan Rundić, obaj potrzebowali pomocy w wielkim bólu. Obaj zostali na boisku, ale Serb długo nie był zdolny do choćby szybszego biegu. Myśli oderwał od urazów dopiero John Yeboah, który okazał się jokerem w talii Szwargi. Niemiec w 82. minucie przyjęciem i balansem ciała zgubił obrońcę, po czym huknął z ostrego kąta na 3:0. Po długiej analizie VAR gol został uznany, zatem pierwsze ligowe trafienie Yeboaha w nowych barwach za nami!
Skoro był gol, to musiała być i kontuzja. Raz jeszcze na ziemię powalony został Gustav Berggren, który niby tylko dostał piłką, ale w najdelikatniejsze możliwe miejsce. Zamroczony Szwed zwijał się bólu, ale – jak przystało na jego niezłomnego ducha – zmiany nie potrzebował.
W doliczonym czasie (a wyszło aż 10 minut) gry – podobnie jak przez całą drugą połowę – ofensywa Radomiaka nie istniała, za to gospodarze mnożyli sytuacje jedna za drugą. Tylko doskonały Albert Posiadała ratował honor klubu. Zatrzymał Zwolińskiego sam na sam, a następnie Frana Tudora z rzutu karnego w 99. minucie.