Arsenal miał zwycięstwo w garści, ale stracił dwa punkty. West Ham urwał remis
Na samym początku wydawało się, że po nerwowej końcówce przeciwko Liverpoolowi w poprzedni weekend, Arsenal nie będzie chciał niczego zostawiać przypadkowi i skończy temat zwycięstwa już do przerwy.
Najpierw w 7. minucie Kanonierzy przeprowadzili akcję kombinacyjną w polu karnym West Hamu i po podaniu wzdłuż bramki od Bena White'a piłkę do siatki wpakował z bliskiej odległości Gabriel Jesus. Trzy minuty później dośrodkowaniem popisał się Gabriel Martinelli, a akcję na dalszym słupku zamykał Martin Odegaard, który pokonał Łukasza Fabiańskiego.
Zaledwie po dziesięciu minutach gry Arsenal prowadził 2:0, a Młoty tylko patrzyły jak rywale grają w piłkę.
Podobnie jak przed tygodniem w rywalizacji z The Reds, lider tabeli Premier League sam wpakował się jednak później w kłopoty. Jeszcze przed przerwą Gabriel Maghalaes sfaulował w polu karnym Lucasa Paquete, a uderzeniem z jedenastu metrów straty zmniejszył Said Benrahma. Oba zespoły zeszły na przerwę, ale tuż przed nią wydarzenia na boisku wyglądały już inaczej niż na jego początku, a Mikel Arteta musiał pobudzić swój zespół.
Na początku drugiej części gry z prezentem przybyli jednak gospodarze. Po stałym fragmencie gry piłkę w polu karnym zagrywał Odegaard, a ręką futbolówkę blokował Michail Antonio. Sędzia wskazał na wapno, a do piłki podszedł Bukayo Saka.
Anglik stanął oko w oko z Fabiańskim, ale okazało się, że interwencja Polaka wcale nie była potrzebna. Skrzydłowy Arsenalu posłał piłkę w okolice lewego słupka, ale na jego nieszczęście piłka minęła go od zewnętrznej strony. Na Stadionie Olimpijskim wybuchła radość, a Kanonierzy wciąż prowadzili tylko jedną bramką.
Po ciosie, jakim był spudłowany karny, ekipa Artety dostała kolejne uderzenie trzy minuty później. Wszystko wzięło się z niegroźnej sytuacji, ponieważ akcja West Hamu zaczynała się od wrzutu piłki z autu w atakowane pole karne. Goście wybili piłkę, a z powrotem w szesnastkę posłał je wysokim zagraniem Thilo Kehrer. Defensywa Arsenalu zupełnie się pogubiła i nie wyczuła zagrożenia. Najlepiej w całej sytuacji odnalazł się Jarrod Bowen, który pewnym uderzeniem pokonał Aarona Ramsdale'a. Mieliśmy więc powtórkę z Anfield, a Arsenal musiał ruszyć po trzy punkty.
Goście nie byli jednak dzisiaj w najlepszej dyspozycji i nie niepokoili bramki Fabiańskiego regularnymi uderzeniami. Mało tego, brakło nawet akcji wokół pola karnego polskiego bramkarza. Swoje szanse miał za to West Ham, którego piłkarze wyczuli swego rodzaju spadek koncentracji rywali i szukali swoich szans na pełną zdobycz.
Ostatecznie bramki w Londynie już nie padły, a Arsenal może mówić o straconych dwóch punktach, które miał w zasadzie w garści. Teraz lider tabeli ma cztery punkty przewagi nad Manchesterem City z jednym meczem rozegranym więcej. Na horyzoncie wciąż pozostaje bezpośrednie spotkanie obu drużyn.
West Ham z kolei minimalnie odskoczył od swoich rywali w walce o utrzymanie, jednak miejsce w tabeli zespołu Davida Moyesa nie uległo zmianie. Wciąż są na 15. pozycji.