Arsenal miażdży Chelsea w derbach Londynu i pewnie trzyma się pierwszego miejsca
Arsenal nie przegrał z Chelsea od lata 2021, gdy na Emirates dominowali The Blues. Oba kluby były wówczas w zupełnie innym położeniu. Dziś Chelsea musiała radzić sobie bez bohatera ostatnich tygodni, Cole’a Palmera, za to Kanonierzy zapowiadali gotowość do obrony pierwszego miejsca w Premier League w derbach w wielkim rywalem.
Sprawdź komplet statystyk meczu Arsenal-Chelsea
Odważne deklaracje Mikela Artety bardzo szybko zaczęły wchodzić w życie na Emirates Stadium. Trudno zresztą stwierdzić, ile w tym zasługi Kanonierów, a ile bierności rywali.
Zaliczka w pierwszej połowie
Gdy w czwartej minucie Arsenal wyszedł z niespieszną akcją ze swojej defensywy, jego zawodnicy bez żadnych przeszkód doszli z piłką pod samą bramkę wymieniając ponad 20 podań. Trossardowi nie zostało więc nic innego, jak skierować piłkę do siatki. Kąt był bardzo ostry, a czasu niewiele – szczęście chyba minimalnie pomogło.
Jeszcze przed 10. minutą Nicolas Jackson mógł (powinien?) wylecieć z boiska po paskudnym faulu na Tomiyasu. Upiekło mu się. Dopiero w okolicach kwadransa Chelsea stanęła pewniej na nogach i zaczęła pojawiać się częściej pod bramką miejscowych. Zamiast wyrównania mogło jednak dojść do straty kolejnych bramek, ponieważ zdecydowanie więcej zagrożenia swoją grą stwarzał Arsenal.
W samej tylko 27. minucie Djordje Petrović dwukrotnie ratował The Blues przed kolejnym golem. Raz co prawda swoją twarzą (dosłownie) uratował twarz (metaforycznie) Disasiego, gdy ten odbił niefortunnie piłkę wprost do bramki, na wysokości głowy Serba.
Pogrom w drugiej
Choć Chelsea kończyła pierwszą połowę bez celnego strzału, to miała swoje sytuacje. Nie miała za to skuteczności, jaką mógł pochwalić się Arsenal. Schemat powtarzał się tuż po zmianie stron i ponownie tylko Petrović ratował skórę Niebieskim, gdy Rice i Havertz z bliska próbowali go pokonać przed 51. minutą.
Co nie udało się pomocnikowi i napastnikowi, to moment później zrobił obrońca. Ben White idealnie odnalazł się po rzucie rożnym, gdy trzeba było dobić do bramki piłkę wybitą po strzale Rice’a. Kibice głośnym śpiewem fetowali wynik, ale ten był daleki od zamknięcia. Nie minął kwadrans drugiej połowy, a było już 3:0, gdy kolejne doskonałe podanie prostopadłe Odegaarda odnalazło Havertza. Poradził sobie z Cucurellą i posłał piłkę nad ramieniem Petrovicia.
Chelsea potrafiła wracać do gry w tak trudnych sytuacjach, ale nie dziś. We wtorkowy wieczór pozostawali bezsilni, z czego Arsenal czerpał garściami. Gdy mijało 20 minut drugiej połowy, wchodzący prawą stroną Saka oddał Havertzowi piłkę i ten poprawił własny dorobek, mieszcząc piłkę przy słupku.
Mauricio Pochettino odpowiedział wpuszczając Sterlinga i Chebolaha, a Arsenal odpowiedział… kolejnym golem. Schemat zaczął się tak samo – Saka wchodził w pole karne od prawej, tym razem jednak odegrał do White’a, a ten oddał nieoczekiwany centrostrzał, który wszedł po bocznej siatce.
Nie było już powrotu The Blues, pojedynczy celny strzał Raheema Sterlinga trudno uznać za jakiekolwiek pocieszenie. Nawet w 90. minucie, z całym meczem w nogach, Odegaard zdawał się kręcić piruety wokół zbyt statycznych rywali. Chelsea przyszło pogodzić się z najwyższą porażką od 2021 roku, podczas gdy Kanonierzy po 34 meczach sezonu mają pierwsze miejsce i mogą czekać na kroki rywali.