Chelsea dowiozła zwycięstwo mimo gola straconego w 90. minucie
W ostatnim meczu 28. kolejki Premier League mierzyły się dwa kluby-rozczarowania tego sezonu Newcastle United rozbudziło oczekiwania nadspodziewanie dobrymi wynikami poprzedniego sezonu, a Chelsea kolosalnymi wydatkami, z których coś musi przecież wynikać. W obu przypadkach głównym efektem w obecnym sezonie jest bardzo nierówna gra, niska skuteczność w obronie i chimeryczność w ataku. Co za tym idzie: pozycja w środku tabeli i – na ten moment – walka najwyżej o górną połówkę.
Prześledź komplet statystyk meczu Chelsea-Newcastle
W tej wiecznego niedosytu bliżej zadowolenia kibiców wydawały się na starcie meczu Sroki, dziobiąc gospodarzy na Stamford Bridge aktywnym pressingiem. Niewiele zdążyło się z niego zrodzić, gdy w 6. minucie Chelsea wyszła na prowadzenie. Cole Palmer próbował kąśliwego uderzenia po ziemi ze sporego dystansu. Już w szesnastce piłkę trącił sprytnie Nicolas Jackson i wpadła do bramki.
Kolejne fazy gry pokazały jednak, dlaczego Blues i Magpies są średniakami w obecnym sezonie. Gra rozpędzała się raz po raz, by rozbijać się na stratach czy błędach nieprzystających do klasy zawodników. Dopiero w ostatnich minutach przed przerwą emocje wyraźnie wzrosły, gdy Isak z lewej strony pola karnego huknął, wykorzystując Disasu do zasłonięcia kierunku uderzenia. Piłka poleciała przy dalszym słupku i Petrović nie mógł jej zatrzymać.
Była już 43. minuta, a kibice Chelsea mieli prawo czuć rosnący niedosyt z biegiem kolejnych sekund. W ostatniej regulaminowej minucie dobry przerzut Palmera otworzył drogę do bramki Jacksonowi. Piłka w siatce, trybuny szaleją i tylko liniowy wszystko zepsuł – był spalony. Z kolei w ostatnich sekundach prowadzenie mógł przywrócić Sterling, który potężnie uderzył pomiędzy dwoma defensorami, tyle że za blisko środka, by rękawice Dubravki nie zatrzymały piłki.
Jakby podrażnieni niewykorzystaną przewagą, gospodarze ruszyli ze sporym impetem w drugiej połowie, szukając okazji przede wszystkim prawym skrzydłem. W pewnym sensie była w tym metoda: w 57. minucie wrzut z autu na tej flance zaowocował świetnym podaniem Enzo Fernandeza do Palmera, który kolejnym strzałem zza pola karnego dał 2:1 dla Chelsea, piłkę mieszcząc przy bliższym słupku, a między nogami Botmana.
Przed godziną gry The Blues byli bliscy ucieczki z wynikiem, gdy Sterling wygrał pojedynek jeden na jednego z Dubravką. Strzelił już za bramkarzem, ale dwóch obrońców wyrosło jak dęby na linii, wybijając piłkę. Ponieważ niewykorzystane sytuacje się mszczą, Dan Burn mógł wyrównać, ale w swojej ostatniej akcji uderzył obok słupka i zszedł w 70. minucie.
Newcastle wyraźnie poczuło się ośmielone i szukało wyrównania dalej, ale zablokowane uderzenie Livramento skończyło się szybkim wybiciem i kontrą. W jej finale rozpędzony Mudryk najpierw zabrał piłkę spod nóg Gallagherowi, później minął Schara i Dubravkę, by wtoczyć futbolówkę za linię. I tylko gola na koncie nie mógł być pewien, ponieważ ostatni kontakt z piłką miał wpadający do bramki Emil Krafth.
Wydawało się, że wystarczy dowieźć bezpieczny bufor do końca, ale obie drużyny z kontrolą mają spore problemy. Dlatego fani Srok mieli po co zaciskać kciuki, a w 90. minucie sektor gości wyskoczył w powietrze, gdy genialnym uderzeniem popisał się Jacob Murphy. Sroki walczyły jeszcze o bramkę wyrównującą, ale na północ będą wracać bez punktów.