Everton szukał niespodzianki, ale Manchester City zrobił swoje
Manchester City powrócił z czwartym w tym roku trofeum, tym razem klubowych mistrzów świata. A mimo to w Premier League mieli do przerwania fatalną – jak na City – passę, w której wygrali tylko jedno spotkanie z sześciu ostatnio rozegranych. Tymczasem podopieczni Seana Dyche’a dopiero z Evertonem przegrali po serii czterech zwycięstw. Po powrocie na Goodison Park nie zamierzali poddawać się potężnym faworytom – mistrzom kraju, kontynentu i świata.
Poddawać może nie, ale zatrzymanie Obywateli okazało się potwornie trudne. The Toffees przez prawie pół godziny mieli posiadanie piłki na poziomie niewiele ponad 25 procent i pewnie nie chcieli nawet spoglądać na swoje xG. Za to statystyka xGA pęczniała z kolejnymi szybkimi atakami Manchesteru. Choć bez Haalanda w składzie, to wciąż z Julianem Alvarezem, Matheusem Nunesem czy Jackiem Grealishem – Obywatele naciskali przez prawie pół godziny.
Do 30. minuty bez zmiany wyniku nie udało się dotrwać, ale – szokująco – to Everton otworzył wynik przy pierwszym podejściu. W 29. minucie piłka trafiła do McNeala, a ten wybrał Jacka Harrisona, który dołożeniem nogi z bliskiej odległości nie dał szansy Edersonowi wykonującemu szpagat. Chwilę później bramkarz City musiał wyciągnąć się jak struna, broniąc kolejnego uderzenia Harrisona, wybijając piłkę nad poprzeczkę.
Sprawdź komplet statystyk z meczu Everton-City
Po powrocie do gry wiadomym było, że ekipa Guardioli zacznie gonić wynik, by wywieźć niezbędne jak powietrze trzy punkty. W 52. minucie Tarkowski zdołał jeszcze wybić piłkę poza światło bramki, ale chwilę później atak pozycyjny skończył się asystą Bernardo Silvy i fantastycznym uderzeniem Fodena z 20 metrów przy bliższym słupku.
Nie minęło 10 minut od pierwszego gola, a do wykonania rzutu karnego (po ręce Onany) podszedł Julian Alvarez. Jordan Pickford miał posłaną w środek bramki piłkę "w nożycach", ale zatrzymać strzału nie zdołał.
W kolejnych minutach nieco bliżej gola byli gospodarze (nie trafił w bramkę Calvert-Lewin), choć po obu stronach brakowało konkretów. Decydujący "konkret" przyszedł niespodziewanie w 86. minucie, gdy koszmarny dublet pomyłek zaliczyli Jordan Pickford i Jarrad Branthwaite, otwierając Bernardo Silvie drogę do siatki. I choć Portugalczyk musiał jeszcze zmieścić piłkę, to nie w takich sytuacjach radził sobie doskonale.
Wynik wydawał się już rozstrzygnięty, a jednak Phil Foden już po 90. minucie huknął w słupek, a chwilę później zmusił Pickforda do widowiskowej parady. To byłby fajerwerk godny powrotu City do wielkiej formy, ale dla podziału punktów znaczenia już nie było: komplet oczek jedzie 50 kilometrów na wschód, do Manchesteru.