Karny Mac Allistera w ostatnich sekundach pogrąża Manchester w Brighton
Po ostatnim, podnoszącym morale zwycięstwie nad Wolverhampton Wanderers, trener Brighton Roberto De Zerbi określił jako "zaszczyt" pracę z drużyną, która po raz pierwszy w 122-letniej historii klubu stara się o grę w Europie.
Wizyta Manchesteru United prowadzonego przez Erika ten Haga - zaledwie 11 dni po półfinałowym starciu FA Cup na Wembley - zapowiadała się na ciężki test dla Mew i to właśnie goście zagrozili wczesnym przełamaniem, kiedy to Antony strzelił niecelnie w doskonałej okazji.
Wdzięczne za ułaskawienie, Brighton szybko wróciło do gry, a Kaoru Mitoma i Adam Webster próbowali pokonać Davida de Geę, podczas gdy United nadal wyglądało groźnie z drugiej strony dzięki ruchliwemu Marcusowi Rashfordowi.
Pomimo bezbramkowego początku meczu, publiczność była zachwycona jego wyrównanym charakterem, ponieważ obie strony szukały okazji do zdobycia bramki przed przerwą. Jason Steele nie dał jednak szans Anthony'emu Martialowi, a Facundo Buonanotte uderzył szeroko ze skraju pola karnego, co sprawiło, że do przerwy obie drużyny nie dzieliło nic.
Gospodarze, którzy od października nie trafili do siatki tylko raz w lidze, po wznowieniu gry zaczęli się starać, by tej statystyki nie zepsuć. Przy całym posiadaniu piłki przez Brighton, brak agresji w ostatniej tercji nadal był problemem dla Mew, ponieważ Mitoma i Danny Welbeck nie trafili w cel, gdy byli dobrze ustawieni w polu.
W ostatnich 20 minutach, kiedy wynik był jeszcze niepewny, goście dążyli do wygranej, aby zapewnić sobie miejsce w pierwszej czwórce Premier League. Po tym, jak De Gea uratował United i wybronił Mac Allistera, kontakt piłki z ręką Luke'a Shawa dał Brighton szansę na zwycięstwo już pod koniec doliczonego czasu, a Argentyńczyk wykonał wyrok i wprawił Amex w zachwyt.
Wynik ten daje Brighton szóste miejsce w tabeli Premier League, ale mając o dwa mecze mniej rozegrane od bezpośrednich rywali. United pozostaje na czwartym miejscu z czteropunktową przewagą nad piątym Liverpoolem.