Liverpool pewnie wygrał z Nottingham. Kuriozalne bramki w Premier League
Pierwsza połowa w całości toczyła się pod dyktando The Reds. W ich grze przez pierwsze pół godziny brakowało klarownych sytuacji, ale goście byli zupełnie bierni i w powietrzu pachniało bramką dla podopiecznych Jurgena Kloppa. Do konkretów przeszli oni właśnie po pół godzinie gry.
Mohamed Salah wypuścił w pole karne Darwina Nuneza, a ten huknął na bramkę. Z jego próbą poradził sobie Matt Turner, ale odbił piłkę do boku, gdzie czychał na nią Diogo Jota. Portugalczyk bez problemów umieścił piłkę w siatce, a zdobycie bramki celebrował z koszulką Luisa Diaza w rękach. Okazał w ten sposób wsparcie swojemu koledze, którego zabrakło dzisiaj w kadrze meczowej, ponieważ jego rodzice zostali porwani w rodzimej Kolumbii.
Cztery minuty później Liverpool zapewnił sobie jeszcze większy spokój. Znowu w roli kreatora z tylnego siedzenia wystąpił Salah, który otworzył drogę w polu karnym dla Dominika Szoboszlaia. Węgier zagrał mocno wzdłuż bramki, a na swojej pozycji był Nunez, który do teoretycznej asysty przy pierwszej bramce, dołożył też swojego gola.
Co ciekawe, gra Nottingham w ogóle się nie zmieniała, także po przerwie. Gracze Steve'a Coopera nie mieli już przecież czego bronić, a wciąż prawie nie wychodzili ze swojej połowy i nie mieli żadnego pomysłu na to spotkanie. The Reds również postanowili się nie przemęczać i zgarnąć trzy punkty minimalnym wysiłkiem, więc mecz trochę stanął w miejscu.
Sytuację rozruszał Salah, któremu znacząco pomógł Turner, wybiegając daleko przed własną bramkę i nie trafiając w piłkę. Egipcjanin miał więc przed sobą pustą bramkę i wystarczyło do niej wycelować zza pola karnego. Nie miał z tym żadnych problemów.
Goście obudzili się dopiero pod sam koniec meczu, gdy na tablicy wyników było już 0:3. To wówczas regularnie zaczęli pojawiać się w polu karnym Alissona, a dwie świetne okazje miał Anthony Elanga. Szwed raz trafił z całej siły w poprzeczkę z ostrego kąta, a raz przeniósł piłkę nad bramką. W doliczonym czasie gry gola zdobył jeszcze Cody Gakpo, ale nie został on uznany z powodu spalonego.
Wysokim zwycięstwem popisała się także Aston Villa, która na swoim boisku grała z Luton, czyli jedną najsłabszych drużyn w lidze. Blisko było identycznego wyniku co na Anfield, ale nie stało się tak przez nieporozumienie w defensywie graczy z Villa Park. Piłka odbiła się od głowy Ezirego Konsy i wylądowała na poprzecze swojej bramki, po czym odbiła się od próbującego interweniować Emiliano Martineza i wpadła do bramki. Dla gospodarzy trafił John McGinn, Moussa Diaby, a także Tom Lockyer, który zaliczył trafienie samobójcze. Skończyło się na 3:1 dla drużyny Unaia Emery'ego.
Dużo mniej działo się na Stadionie Olimpijskim w Londynie, gdzie West Ham grał z Evertonem. Po spotkaniu pełnym walki, w którym było niewiele akcji ofensywnych goście wygrali 1:0. Brighton zremisowało z kolei z Fulham 1:1. Mewy na prowadzenie wyprowadził Evan Ferguson, a do remisu w drugiej połowie ładnym uderzeniem zza pola karnego doprowadził Joao Palhinha.