Manchester United strzelał bramki Fabiańskiemu, Chelsea rozbita przez Wolves
Czerwone Diabły pewnie pokonały West Ham 3:0. Przyjezdni z Londynu mieli swoje szanse i oddali na bramkę Andre Onany aż 22 strzały, ale żadna z tych okazji nie była pewną do zdobycia bramki. Gospodarze byli dużo bardziej konkretni w swoich poczynaniach i wykorzystali błysk Alejandro Garnacho i Rasmusa Hojlunda.
Duńczyk otworzył wynik w 23. minucie spotkanie, gdy tuż za polem karnym zamarkował strzał, czym zwiódł obrońców, a potem oddał bardzo mocne uderzenie na bramkę Alphonse'a Areoli, dzięki czemu wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Była to jego trzecia bramka w trzech ostatnich występach we wszystkich rozrgywkach.
Mimo że to Areola wyszedł w pierwszym składzie West Hamu, kolejną szansę dostał dziś Łukasz Fabiański. Wszystko przez to, że w pierwszej połowie Areola zderzył się z Kurtem Zoumą i nie wyszedł już na boisko po przerwie. Swoje bramki Garnacho strzelał więc Polakowi.
Pierwsza z nich padła w 49. minucie, gdy Fabiański nie mógł nic zrobić, ponieważ piłka po uderzeniu Argentyńczyka trafiła w Nayefa Aguerda i zupełnie zmieniła tor swojego lotu. W drugim przypadku Garnacho wykorzystał udany przechwyt Scotta McTomineya i popisał się precyzyjnym wykończeniem.
Tym samym Manchester United wyprzedził dzisiejszych rywali w ligowej tabeli i awansował na szóste miejsce.
Blamaż Chelsea przed własną publicznością
Na Stamford Bridge upokorzenia doznała Chelsea. Co prawda to The Blues wyszli na prowadzenie za sprawą bramki Cole'a Palmera w 19. minucie, ale potem cztery bramki z rzędu zdobyli goście z Wolverhampton.
Prawdziwy koncert zagrał Matheus Cunha, który zakończył dzisiejsze spotkanie z hat-trickiem. Przy pierwszej bramce pomógł mu rykoszet od obrońcy Chelsea, w drugim przypadku, już po przerwie świetnie wykończył podanie od Pedro Neto, aż wreszcie w końcówce sam wywalczył rzut karny, który następnie wykorzystał. Do tego jeszcze przed przerwą bramkę samobójczą zanotował Axel Disasi.
Chelsea odpowiedziała jeszcze w ostatnich minutach meczu trafieniem Thiago Silvy, ale podopiecznych Maurizio Pochettino było stać tylko na tę jedną bramkę. Na stadionie The Blues panowała bardzo zła atmosfera, a kibice dawali wyraz swojej frustracji, wobec słabej gry zespołu.
O godzinie 15 swoje spotkanie rozgrywali także piłkarze Bournemouth i Nottingham. Zakończyło się podziałem punktów po bramkach Justina Kluiverta i Calluma Hodsona-Odoia.