Sensacja na Anfield. Liverpool przegrał z Nottingham
Jeżeli nie oglądaliśmy meczu Liverpoolu, który przegrał u siebie 0:1 z Nottingham, to możemy wyobrażać sobie, że bohaterem gości był bramkarz, a piłkarze ofensywni The Reds zmarnowali dziesiątki świetnych sytuacji. Problem w tym, że wcale tak nie było. Mohamed Salah i spółka oddali co prawda sporo strzałów na bramkę Matza Selsa, ale nie możemy tutaj mówić o stuprocentowych sytuacjach.
Tak naprawdę groźne momenty pod bramką belgijskiego bramkarza można wyliczyć na palcach jednej ręki. W początkowej fazie meczu świetnie zachował się Luis Diaz, który wywalczył piłkę przy linii końcowej i uderzeniem z ostrego kąta trafił w słupek. Musimy jednak pamiętać, że każdy strzał w słupek, jak groźny by nie był, pozostaje strzałem niecelnym.
W innej sytuacji Sels sam prawie wrzucił sobie piłkę do siatki, bo przy wręcz treningowej interwencji nie złapał piłki spadającej prosto na niego, po czym puścił ją sobie między nogami tuż przed linią bramkową. W efekcie musiał aż spojrzeć na sędziego i drżeć, by jego zegarek nie poinformował go o przekroczeniu przez piłkę drogi do siatki. Na jego szczęście tak się nie stało.
Liverpool wyglądał ospale i po przerwie także nie potrafił naprawdę mocno zagrozić rywalom. Salah był dzisiaj anemiczny i wielokrotnie tracił piłkę w polu karnym rywali niecelnymi podaniami. Oddał co prawda pojedyncze strzały na bramkę, ale przy żadnym z nich publiczność na Anfield nie musiała żywiołowo reagować.
Slot próbował naprawdę wielu opcji, bo w 60. minucie zastąpił Diogo Jotę i Luisa Diaza Darwinem Nunezem i Codym Gakpo. Nowi piłkarze na boisku nie wpłynęli jednak w żaden sposób na obraz gry i nie wykorzystali sporej liczby minut na murawie.
Zupełnie odwrotną sytuację mieliśmy w szeregach gości, ponieważ akurat Nuno Espirito Santo dokonał kapitalnych zmian. Przede wszystkim bohaterem meczu został Callum Hudson-Odoi, który wszedł na plac gry w 54. minucie, a 18 minut później pięknym strzałem po długim słupku pokonał Alissona.
Dodajmy do tego, że asystował mu Anthony Elanga, który także zaczynał mecz na ławce rezerwowych, a świetnie zaprezentował się Jota Silva, który został wprowadzony dopiero w 81. minucie spotkania. Mimo to zdołał wypracować okazję Elandze, którą jednak ten zmarnował.
Okres po przerwie reprezentacyjnej rozpoczął się dla Liverpoolu w najgorszy możliwy sposób. The Reds muszą się szybko pozbierać, bo sezon nabiera rozpędu.