Tottenham wygrał, choć jeszcze w 97. minucie przegrywał u siebie z Sheffield
Tottenham należy do rewelacji początku sezonu Premier League, więc kibice spodziewali się, że z Sheffield ekipa Ange Postecoglou nie będzie miała większych problemów. Lekka nerwowość mogła pojawić się jednak już w przerwie. Wówczas wciąż mieliśmy bezbramkowy remis, a Spurs mimo że przywłaszczyli sobie futbolówkę, to wcale nie zagrażali bramce Wesleya Foderinghama.
Zawodnicy Kogutów wymieniali bardzo dużo podań, zamykali gości w swoim polu karnym, ale nie dochodzili do idealnych okazji bramkowych. Heung-Min Son, James Maddison i Dejan Kulusevski nie mogli dzisiaj wrzucić najwyższego biegu i nisko ustawiona obrona rywali ewidentnie sprawiała im problemy.
Gdy nad Londynem zaczynało pachnieć niespodziewanym remisem, doszło do nie lada sensacji. Po wrzuceniu piłki z autu do futbolówki dopadł Gustavo Hamer i precyzyjnym strzałem po długim słupku pokonał Guglielmo Vicario. Kibice gospodarzy zamarli, bo cały udany początek sezonu mógł zostać zaprzepaszczony przez fatalną porażkę z beniaminkiem.
Oczywiście goście od tego czasu nie wychylali się poza swoje pole karne i bronili cennej zdobyczy punktowej. Postecoglou zdecydował się na odważne roszady i ściągnął Sona, wprowadzając za niego Richarlisona. Brazylijczyk nie ma ostatnio najlepszego okresu, a w trakcie zgrupowania kadry narodowej przyznał, że potrzebna jest mu praca z psychologiem.
Decyzja o wprowadzeniu go na boisko okazała się jednak strzałem w dziesiątkę, bo to właśnie on w 98. minucie meczu uderzeniem głową z bliskiej odległości doprowadził do wyrównania. Sędzia początkowo doliczył aż 12 minut, więc gospodarze ruszyli do naporu i po chwili piłka ponownie zatrzepotała w siatce, tym razem po strzale Kulusevskiego.
W całym spotkaniu Spurs oddali aż 28 strzałów, ale opłaciło się to poprzez zdobycie trzech punktów. Tym samym londyńczycy są na drugim miejscu w tabeli i ustępują tylko Manchesterowi City.