Tottenham zatrzymany na Goodison Park, pomimo świetnego występu Richarlisona
Ekipa Ange'a Postecolgou od samego początku wzięła się do pracy i szybko wyszła na prowadzenie, przypominając wszystkim kto z dzisiejszej dwójki rywali walczy o awans do Ligi Mistrzów, a kto stara się uniknąć spadku do Championship.
Po składnej akcji lewą stroną boiska piłka trafiła pod nogi Richarlisona, który uderzeniem z pierwszej piłki pokonał Jordana Pickforda i tym samym potwierdził swoją świetną formę strzelecką w ostatnim czasie. Brazylijczyk przez ułamek sekundy cieszył się z bramki, ale wówczas przypomniał sobie, że przecież w swojej karierze kilka lat grał dla Evertonu, więc zaprzestał celebracji.
Koguty nie poszły jednak za ciosem, a dały się zdominować gospodarzom, którzy o dziwo postawili bardzo trudne warunki w kwestii posiadania piłki. Zespół z Londynu lubi być w posiadaniu futbolówki, a dzisiaj momentami miał problem, by zabrać ją raczej fizycznie i prosto grającym The Toffees.
Kluczem dzisiejszego spotkania okazały się stałe fragmenty gry w wykonaniu gospodarzy. Szkoła Seana Dyche'a, który ma do dyspozycji Jamesa Tarkowskiego przyniosła skutek. Przy każdym rzucie rożnym wysocy zawodnicy Evertonu tworzyli tłok tuż przy linii bramkowej, a ogromne problemy miał wówczas Guglielmo Vicario, który rozgrywa świetny sezon w Premier League, ale dzisiaj zabrakło mu warunków fizycznych, by przepychać się przy wychodzeniu do wrzutek.
W ten sposób raz za razem kotłowało się w jego polu bramkowym, aż wreszcie w 30. minucie Włoch nie uniknął kapitulacji i dopuścił do bramki Jacka Harrisona, który z metra wcisnął do bramki podanie po zgraniu piłki głową od Tarkowskiego.
Odpowiedź gości miała jednak miejsce przed przerwą i była najwyższych lotów. Ponownie błysnął Richarlison, który tym razem popisał się dużo trudniejszym uderzeniem. Trafił zza pola karnego po strzale z pierwszej piłki, który był zupełnie poza zasięgiem Pickforda. Wydawało się, że doświadczenie lepszego na papierze Tottenhamu weźmie górę i trzy punkty pojadą do stolicy.
Taki stan rzeczy utrzymywał się także przez całą drugą połowę. Wówczas mieliśmy już mniej sytuacji po stałych fragmentach gry dla Evertonu, a oba zespoły tworzyły sobie mniej okazji. Niesieni dopingiem gospodarze dopięli jednak swego i doprowadzili do remisu. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego zagranie niefortunnie przedłużył Cristian Romero, a z najbliższej odległości piłkę do bramki wpakował Jarrad Branthwaite.
Tym samym Everton zyskał cenne oczko w walce o utrzymanie, a Tottenham może mówić o stracie dwóch punktów w rywalizacji o europejskie puchary.