Samobój Wiśniewskiego, Spezia blisko spadku. Koncertowy powrót Salernitany
W sobotnie popołudnie Spezia z Drągowskim, Wiśniewskim i Recą w składzie podejmowała u siebie Torino Karola Linettego. Drużyna z Ligurii nie ma wciąż zapewnionego utrzymania, pomimo wygranej z Milanem i remisu z Lecce w ostatnich meczach. Z Bykami z Turynu poszło znacznie gorzej, ponieważ przyjezdni przeważali od początku.
Przy poprzeczce Mironczuka Spezię ratowało szczęście, ale zabrakło go w 24. minucie, gdy niefortunne odbicie piłki od Przemysława Wiśniewskiego dało otwarcie wyniku golem samobójczym. Szkoda tym bardziej, że poza tym incydentem żadna z drużyn w pierwszej połowie nie oddała celnego strzału.
Druga połowa była już popisem gry Torino, choć nie Karola Linettego – jego zobaczyliśmy dopiero jako zmiennika w ostatnich kilku minutach. Mecz rozstrzygnął się wcześniej, gdy między 72. i 76. minutą Samuele Ricci i Ivan Ilić strzelili po jednym golu.
W tej sytuacji nie zrobiło już różnicy, że Yann Karamoh w 94. minuty podwyższył na 4:0. Spezia i tak znajduje się w opałach. Musi czekać na wyniki niedzielnego meczu Verona-Empoli. Jeśli Hellas Verona wygra lub zremisuje, to Spezia wpadnie na ostatnie wolne miejsce spadkowe w Serie A.
Salernitana odwraca losy meczu, Piątek bez gola
Koniki Morskie nie przegrywają u siebie, a Udinese nie wygrywa na wyjazdach, więc piłkarze Paulo Sousy mogli liczyć na zwycięstwo w sobotnim starciu. Zebry z północy Włoch szybko jednak uświadomiły gospodarzy, że łatwo o punkty nie będzie. W 25. minucie przyjezdnych uszczęśliwił golem Marvin Zeegelaar, a pięć minut później poprawił Ilija Nestorovski. Do przerwy gospodarze na Stadio Arechi mogli więc przegrywać 0:2, ale nadzieję na powrót dał w 43. minucie Grigoris Kastanos. Tego gola z dystansu można oglądać w nieskończoność.
Koniki Morskie dały jasny sygnał, że nie zaakceptują porażki i po powrocie z szatni widać było dążenie do wyrównania. Zajęło to raptem 12 minut drugiej połowy, gdy kolejną efektowną bramkę po rzucie wolnym dołożył Antonio Candreva.
Przy stosunkowo wyrównanej drugiej odsłonie zaczęło pachnieć podziałem punktów. Remisy są wiosną klątwą Salernitany, która potrafi wyrównać, ale zbyt często brakuje decydującego ciosu. Nie tym razem. W doliczonym czasie gry udało się wcisnąć trafienie z bliskiej odległości. William Troost-Ekong zamknął wynik meczu na 3:2.
Choć nie zobaczyliśmy czwartego z kolei pojedynku na boisku z golem lub asystą Krzysztofa Piątka, to Polak zanotował niezły występ, wspierając wysiłki ofensywne swojego zespołu. Salernitana na kolejkę przed końcem może myśleć o pozycji bliżej środka tabeli niż spadku. A to z kolei oznacza, że włodarze zespołu z Kampanii przedłużą umowę z Paulo Sousą.