Polska przegrywa ze Słowenią i praktycznie traci szanse na awans do dalszej fazy ME 2024
Trener Marcin Lijewski do meczowej "16" biało-czerwonych, w miejsce Damiana Przytuły i Mateusza Kosmali, po raz pierwszy w turnieju wstawił Piotra Jędraszczyka i rekonwalescenta po silnym przeziębieniu Michała Daszka. Ten drugi, jedyny leworęczny gracz na prawym rozegraniu, miał być remedium na taktykę biało-czerwonych. Chodziło o rozciąganie gry wszerz boiska w akcjach ofensywnych. Wbrew przewidywaniom Daszek mecz rozpoczął na prawym, ale ... skrzydle.
Pół godziny przed spotkaniem DJ w hali Mercedens-Benz Arena zaserwował na rozgrzewkę kultową piosenkę Mr. Zoob "Mój jest ten kawałek podłogi". W szeregach Słoweńców "polskim" akcentem był rozgrywający Orlen Wisły Płock, Miha Zarabec.
Wynik z rzutu karnego otworzył były zawodnik Vive Kielce Dean Bombac, ale gol Kamila Syprzaka (jego pierwszy z gry w turnieju) był właściwą odpowiedzią. Od tego momentu zespoły długo zdobywały bramki na przemian. W tym elemencie gry wyróżniali się Szymon Sićko i Borut Mackovsek. Szybko między Sićko a Blazem Blagotinskiem zaiskrzyło i sędziowie musieli tonować emocje. Po trafieniu Michała Olejniczaka urządzenia pomiarowe w hali zanotowały prędkość lotu piłki 130 km/h.
Na początku drugiego kwadransa Mateusz Kornecki zastąpił w bramce Jakuba Skrzyniarza. Trzy gole przewagi rywali skłoniły trenera Lijewskiego do wzięcia przerwy na żądanie. Słoweńcy po kolejnych błędach w ataku Polaków zyskiwali okazje do zdobywania łatwych bramek i powiększania przewagi.
W ostatniej akcji pierwszej połowy, gdy zegar wskazywał siedem sekund, drużyna Urosa Zormana udowodniła, że to wystarczający czas, aby powiększyć dorobek bramkowy. Po raz ostatni biało-czerwoni 20 i więcej bramek stracili do przerwy na ME 2022, ulegając Norwegii 31:42 (15:21).
Po przerwie stroną dyktującą warunki gry dalej byli Słoweńcy, którzy stale zachowywali bezpieczną przewagę. Czas nieuchronnie zbliżał się do 60 minuty, a biało-czerwoni nie byli w stanie odrabiać strat. Matematyczne wyliczenia wskazywały, że ekipa Lijewskiego ma jeszcze szanse na awans, ale najpierw Norwegia musiałaby przegrać z Wyspami Owczymi, a Polska w poniedziałek wysoko ograć Farerów. Tego samego dnia, w dopełnieniu tej układanki, Słowenia musiałaby zwyciężyć Skandynawów. W taki układ wierzyli już tylko najwięksi optymiści sprzyjający reprezentacji Polski.
W finałowych minutach różnica bramkowa na krótko wróciła do stanu z końca pierwszej połowy. Podsumowaniem rywalizacji był wybór Dean Bombaca jako najlepszego zawodnika meczu.