Pierwsza porażka Świątek od ponad dwóch miesięcy. Polka odpada z Wimbledonu
Początek spotkania mylnie pokazał wszystkim, kto w jakiej roli występuje dzisiaj na korcie. Świątek skutecznie posługiwała się swoim serwisem, który pozwalał jej pewnie wygrywać punkty, a także gemy, z kolei Putincewa męczyła się w swoich gemach serwisowych i o ile je wygrywała, to jednak czyniła to na przewagi.
Już w jej pierwszym gemie na linii serwisowej miała potężne problemy i broniła czterech break pointów, lecz Polka ostatecznie nie była w stanie wykorzystać tej przewagi. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W kolejnych gemach liderka rankingu nie miała żadnych problemów z utrzymaniem podania, a w szóstym gemie dopięła swego i przełamała do zera bezradną Kazaszkę.
Przywyczailiśmy się do tempa gry Świątek oraz krótkiego czasu spędzanego przez nią na korcie w trakcie meczów, ale w tym przypadku nie do końca tak się stało, bo Putincewa w pierwszej partii walczyła do ostatnich piłek. Polka serwowała na zakończenie seta wynikiem 6:3, ale zanim do tego doszło, musiała bronić aż trzech break pointów, które przywrociłyby jej rywalkę do gry.
Kazaszka nagle zaczęła bardzo dobrze returnować, a dwa razy punkt na przełamanie wywalczyła udanym skrótem. Na szczęście jednak Świątek znalazła na nią sposób i w dłuższych wymianach to ona triumfowała, zgarniając dla siebie pierwszą odsłonę meczu.
Drugi set toczył się jednak na zupełnie innych warunkach. Putincewa weszła na wyżyny swoich możliwości i grała najlepszy tenis, na jaki ją stać. W efekcie Świątek była w stanie wygrać tylko jednego gema, przy swoim serwisie, gdy doprowadzała do stanu 1:1.
Potem na korcie dominowała Kazaszka, która w czwartym gemie wykorzystała wyrzucenie piłki na aut przez Polkę przy break poincie i wyszła na zaskakujące prowadzenie. Liderka rankingu chciała bardzo szybko odrobić stratę przełamania, ale musiała być przy tym nieomylna i niesamowicie precyzyjna. Putincewa była kapitalna w defensywie i dochodziła do każdej piłki, a Świątek musiała grać po samych liniach, by zdobywać punkty. Miała wówczas trzy break pointy, ale żadnego z nich nie udało się jej wykorzystać.
Na fali euforii Kazaszka tylko powiększała swoją przewagę i chwilę później drugi raz przełamała Polkę. W całym drugim secie popełniła tylko jeden niewymuszony błąd, w dodatku często zmieniała repertuar swoich zagrań i decydowała się na niebezpieczne skróty. Świątek musiała wejść na wyższy poziom gry, by kontynuować grę w Londynie.
I gdy wszyscy liczyliśmy, że drugi set był tylko wypadkiem przy pracy, jednorazowym wysokiem ze strony Kazaszki i chwilą słabości Polki, to niestety w trzecim secie okazało się, że właśnie taki jest obraz tego meczu.
Świątek nie była w stanie wrócić do gry i wyrwać z transu swojej rywalki, nie była w stanie się jej przeciwstawić. Kazaszka na przełomie drugiej i trzeciej partii zaliczyła dziewięć gemów wygranych z rzędu, a Polka na szczęście uchroniła się przed "bajglem" i "bagietką", które to przecież tak często rozdaje rywalkom, ponieważ na szczęście wygrała dwa gemy w ostatniej odsłonie. Na więcej nie było jej jednak stać.
Musimy jednak pamiętać, że turnieje na trawie nigdy nie były udanymi dla raszynianki, która większość swoich triumfów święci na kortach ziemnych i twardych. Wimbledon miał dla niej jeszcze mniejsze znaczenie w tym roku, ponieważ niedługo rozpoczną się igrzyska olimpijskie, na których ponownie będzie trzeba wrócić na mączkę.