Tradycji stało się zadość, Ruch od pokolenia nie wygrał w Sosnowcu
W sobotnie popołudnie Ruch Chorzów pojechał na północ, do goroli z Sosnowca. W derbach zagłębiowsko-śląskich wynik trudno przewidzieć, wszak rywalizacje tego typu lubią wymykać się schematom.
Ale jest wyjątek: wyjazd do Sosnowca. Ruch może z Zagłębiem wygrywać u siebie, za to na wyjeździe po prostu nie. Jeszcze przed sobotnim meczem licznik stał na 31 latach bez wygranej i ta historia jeszcze potrwa, bowiem Zagłębie Sosnowiec zdołało niespodziewanie wygrać 2:0.
Dlaczego niespodziewanie? Sosnowiczanie niedawno stracili trenera, zajmowali miejsce przy strefie spadkowej, a do tego ostatni pojedynek przegrali 0:6 ze Stalą Rzeszów, co wieńczyło fatalną serię bez wygranej od lutego. Ruch tymczasem pozostaje w walce o bezpośredni awans do Ekstraklasy, więc – nawet przy słabszych wynikach w ostatnich spotkaniach – był zdecydowanym faworytem.
Na korzyść Ruchu przemawiało coś jeszcze: stadion. Ilekroć Zagłębiacy odprawiali Niebieskich bez wygranej z Sosnowca, robili to na Stadionie Ludowym. Może i przestarzały, ale ten obiekt wypracował swoją magię. Teraz, po raz pierwszy w historii, pojedynek goroli z hanysami odbywał się w Zagłębiowskim Parku Sportowym, na zupełnie nowym obiekcie. Czy tu przewaga własnego boiska mogła okazać się równie silna?
Długo przyszło czekać na odpowiedź, ponieważ żadna z drużyn w sobotnie popołudnie nie mogła wstrzelić się w bramkę rywali. Lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy już w siódmej minucie dwukrotnie strzelali celnie, choć nie dość dobrze do pokonania Jakuba Bieleckiego. Niebiescy w pierwszej połowie oddali raptem jeden celny strzał na bramkę i cała niebieska trybuna musiała głowić się, gdzie się podziała drużyna seryjnie wygrywająca wszystko na początku wiosny.
W drugiej połowie musiało być lepiej, a było już tylko gorzej. Ruch nie oddał żadnego uderzenia w światło bramki przez całe 45 minut i skończyło się to fatalnie. Po przejęciu piłki przez gospodarzy niedaleko pola karnego chorzowian w 77. minucie na bramkę strzelał Szumilas. Uderzenie z dystansu może nie byłoby groźne, gdyby nie rykoszet od Kasolika, który zmylił bramkarza.
Przyjezdnych to nie zmobilizowało, za to miejscowym dodało skrzydeł. Bezpośrednie uderzenie z wolnego Bielecki wyłapał bez najmniejszego problemu, za to rajd Banaszewskiego ze skrzydła okazał się nie do zatrzymania. Aż trudno uwierzyć, że 28-latek nie strzelił nic od października, a w tym meczu sam przeszedł pięciu obrońców i z bliska zdobył gola, jak się później okazało ostatniego w meczu.
Zagłębie po tej wygranej ma 30 punktów i ucieka od strefy spadkowej na co najmniej trzy punkty (zależnie od pozostałych wyników). Nad Ruchem zawisło z kolei jakieś fatum. Po trwającej od października serii 10 meczów bez porażki, z ostatnich czterech meczów mają ledwie dwa punkty. Zachowali co prawda czwarte miejsce, ale do pierwszej dwójki (miejsca dające awans bezpośredni) droga coraz dalsza.