Nawet Szczęsny nie dał rady, Sevilla kroczy do finału po trupie Juventusu
Jeśli ktoś nie oglądał Sevilli i Juventusu od jesieni, mógł być mocno zdziwiony obrazem gry w czwartkowym rewanżu półfinału Ligi Europy. Na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan nie było 17 stopni, jak sugerowały termometry, bo już przed meczem trybuny kipiały od emocji. Wypełniona po brzegi morzem kibiców w krwistych koszulkach niecka pulsowała śpiewami, a wejście zawodników jeszcze podniosło temperaturę.
Thriller zwycięski dla bramkarzy
Sevilla jest nie tylko królową Ligi Europy, ale też od 18 meczów w tych rozgrywkach nie przegrała u siebie, wygrywając prawie wszystko. Nie dziwi zatem, że gospodarze szturmem rzucili się na bramkę Wojciecha Szczęsnego, a ten od początku musiał być wyjątkowo czujny. Dopiero po kwadransie ataki zelżały, a i Juventus mógł pokusić się o zagrożenie bramce Bono. Marokańczyk uratował wtedy zespół przed świetnym strzałem głową Gattiego.
W 25. minucie kłopoty miał z kolei bramkarz Juve, który cudem tylko nie pozwolił piłce przekroczyć linii po kąśliwym, niskim strzale En Nerysiego głową przy słupku. Szczęsny obronił, gra momentalnie przeniosła się pod bramkę Bono i strzelał Di Maria – tym razem nie trafił dobrze w piłkę, golkiper mógł odetchnąć. Kilkadziesiąt sekund później Acuna posłał Szczęsnemu rakietę pod poprzeczkę i znów Polak bronił wyśmienicie. Głowy kibiców chodziły to w lewo, to w prawo – tak szybko gra przenosiła się spod jednej bramki pod drugą. W 33. minucie Moise Kean trafił w dalszy słupek, a Bono złapał głębszy oddech.
W tej jednej połowie każda z drużyn stworzyła znacznie więcej sytuacji niż w wielu dotychczasowych meczach, gdy Juve (zbyt) często wygrywało najskromniejszym stosunkiem, a Sevilla musiała spoglądać na strefę spadkową.
Pomimo fantastycznego tempa i ogromu emocji gola nie było. Rabiot co prawda strzelił, ale sędzia nie uznał – podający mu Locatelli dostał piłkę na spalonym. Z kolei tuż przed przerwą miejscowi byli przekonani, że arbiter pozbawił ich jedenastki, gdy nad linią pola karnego Cuadrado brutalnie wszedł w nogę Olivera Torresa. Niby tylko 45 minut, a działo się wszystko!
Cios za cios i... dogrywka
Pierwsza połowa nie przyniosła żadnej bramki, podobnie jak początek drugiej odsłony, najwyżej minimalnie mniej intensywny. Gdy strzelali Rabiot i Bremer, wydawało się, że Stara Dama jest bliżej gola. Piłka muskała jednak słupek zawsze z zewnętrznej strony. Długo obie bramki pozostawały zaklęte. Sytuację odmienił w końcu Dusan Valohović. Wprowadzony w 63. minucie, po 120 sekundach miał już trafienie.
Bianconeri momentalnie spuścili z tonu i zaczęli przede wszystkim bronić – w końcu w tym są bardzo skuteczni. Sęk w tym, że Sevilla grała równie zajadle, jak przez całą pierwszą połowę. Gdy kolejne wejścia w pole karne nie dawały efektu, Suso w 72. minucie poprowadził piłkę poza szesnastką i zza obrońcy zaskoczył Wojciecha Szczęsnego piorunującym uderzeniem. Trybuny eksplodowały, a obu drużynom ponownie brakowało zwycięskiego gola.
10 minut później Suso próbował raz jeszcze, tym razem Szczęsny był zwycięski. Juve grało jakby na dogrywkę, już bez forsowania tempa. Rojiblancos nieustępliwie jednak atakowali, dobijając do 20 rzutów rożnych i granicy 30 strzałów w całym meczu. Drugiej bramki nie mogli jednak wbić, nawet wybornie uderzona główka En Nasyriego skończyła się przeniesieniem piłki nad poprzeczką przez Szczęsnego.
Lamela grzebie nadzieje Juve
Do końca doliczonego czasu nic się nie zdarzyło, ale po powrocie na dogrywkę obie strony ponownie zaczęły atak. Skąd było w nich jeszcze tyle siły?! Chiesa dopiero co był o włos od bramki, gdy Bono bronił jego strzał na raty, a już minutę później stadion oszalał, bo głową piłkę w bramce Szczęsnego zmieścił Lamela.
Dopiero w tak trudnej sytuacji, w drugiej połowie dogrywki, swoją szansę w barwach Juventusu otrzymał Arkadiusz Milik. Polak czekał na dogrania, a czasami szukał piłki, ale ona nie szukała jego. Mimo przewagi ofensywnej Juve w końcówce, świeże siły Milika na niewiele się zdały. Nie pomogła nawet czerwona kartka, którą zobaczył Acuna, do finału wchodzi Sevilla, która z AS Romą powalczy o swój siódmy triumf w Lidze Mistrzów!