Historyczna wygrana Pogoni, pięć goli na wyjeździe z Linfield
Pogoń dała się poznać na polskim podwórku jako drużyna umiejąca i lubiąca grać ofensywnie, przytłaczająca rywali i wyciskająca z tego efektowne wygrane. Gdy jednak nie idzie, z wynikami bywa różnie, a i defensywa ma swoje problemy.
Tym razem Portowcy stanęli przed rzadkim wyzwaniem: nie tylko przyszło im grać na narodowym stadionie Irlandii Północnej, ale też bez wsparcia kibiców, których Linfield różnymi sposobami chciało zatrzymać przed wejściem na Windsor Park. Co prawda i tak grupki fanów dostały się do środka i wspierały zespół śpiewem, ale pełnego, licznego wsparcia brakowało.
Linfied potęgą nie jest, za to ogranie pucharowe ma i na Windsor Park potrafiło napytać biedy niejednemu rywalowi. Dość powiedzieć, że ogrywali tu Karabach czy AIK Sztokholm. Na Portowcach to jednak wrażenia nie zrobiło, weszli w mecz w swoim stylu: szybko, z pazurem i szukając sytuacji. Co prawda grający ostro gospodarze nie dopuszczali do klarownych sytuacji, za to sprokurowali rzut karny tuż przed kwadransem gry. Kamil Grosicki się nie pomylił i dał Pogoni prowadzenie.
Przez dłuższy czas Linfield było w stanie najwyżej podejść pod pole karne, tam traciło piłkę i ruszały kolejne kontry szczecinian. Bez problemów kolejnych zawodników mijał Marcel Wędrychowski i choć Pogoń do strzałów też nie dochodziła, to tym sposobem utrzymywała piłkę z dala od własnej bramki. A gdy w 40. minucie Kamil Grosicki wykonał rzut rożny przed bliższy słupek, Joao Gamboa idealnie uwolnił się i precyzyjnie umieścił piłkę w bramce. Pierwszy gol Portugalczyka w barwach Portowców.
Niezdolni do oddania choćby niecelnego strzału piłkarze gospodarzy niedługo po zmianie stron dwukrotnie domagali się rzutu karnego, jednak arbiter nie widział przewinienia w ostrej, za to przepisowej obronie polskiej drużyny. Gdy jednak Linfield strzeliło, to – jak w przypadku Pogoni – już pierwszy strzał zakończył się golem. Po wykonaniu rzutu wolnego Dante Stipica wypuścił piłkę, doskoczył do niej Daniel Finlayson i zmieścił w bramce, choć głową próbował z linii wybijać Koutris.
Była 56. minuta, a już cztery minuty później piłka drugi raz znalazła się w siatce Stipicy. Tym razem jednak sędzia liniowy uratował Pogoń – był spalony. Zamiast radości miejscowi kibice doznali szoku, bowiem moment później to polski zespół strzelił gola. Ponownie z rożnego wrzucał Grosicki, główkował Loncar, a dobijał piłkę do bramki Mariusz Malec.
To nie był koniec rozpaczy na Windsor Park. W 65. minucie piłkę Koulouris doskonale oddał piłkę Wahlqvistowi na skrzydło, a ten odwzajemnił przysługę i wycofał do Greka, który chirurgicznie zaliczył swojego drugiego gola w drugim oficjalnym meczu dla Pogoni.
Dłuższą chwilę gospodarze dochodzili do siebie, ale broni złożyć nie zamierzali. Gdy w 80. minucie po wrzutce Fitzpatrick zgasił piłkę klatką piersiową i oddał Benowi Hallowi, ten bezbłędnie wykorzystał okazję wolejem. Na trzy minuty przed końcem czasu podstawowego Linfield cieszyło się z gola na 3:4, tyle że raz jeszcze sędzia wskazał pozycję spaloną.
W 93. minucie swojego gola mógł dopisać Fornalczyk, jednak nie przeciął dobrze posłanej przez Grosickiego piłki. Nic to, w 95. minucie udało się powtórzyć schemat i tym razem Mariusz Fornalczyk wślizgiem dopisał piątego gola na konto Portowców. Tym samym Pogoń zalicza historyczne, pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w Europie, do tego na trudnym terenie! Za tydzień trzeba tylko potwierdzić przewagę nad Irlandczykami i awansować do kolejnej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji.