Drugi dublet Zwolińskiego, Raków wygrywa 3:0 z Jagiellonią
Rozpoczęty w piątek sezon PKO BP Ekstraklasy zawiesił poprzeczkę wysoko dla Rakowa Częstochowa. Legia Warszawa, z którą Medaliki przegrały walkę o Superpuchar, rozpoczęła wyścig o mistrzostwo od wysokiej wygranej z ŁKS-em. Rakowowi nie zostało nic innego, jak tylko zapewnić sobie trzy punkty w sobotnim pojedynku z Jagiellonią Białystok.
Jaga przyjechała osłabiona brakiem sprzedanego Legii Marca Guala, zatem jej forma ofensywna pozostaje pod znakiem zapytania. Gospodarze z Limanowskiego już rozegrali dwa oficjalne mecze w sezonie, więc są po przetarciu. A jednak nie było widać ich istotnej przewagi w pierwszej połowie. Zawodnicy Jagi doskakiwali z pressingiem i nie dopuścili do żadnego celnego strzału w ciągu 45 minut.
Zapomnieli tylko o czasie doliczonym, gdy pierwszy celny strzał Medalików skończył się zmianą wyniku. John Yeboah świetnie znalazł Łukasza Zwolińskiemu, pozwalając mu na ustrzelenie pierwszej ligowej bramki w nowych barwach. Trzeba było jeszcze obejść obrońcę i pokonać bramkarza, ale nie takie rzeczy Zwolak robił.
O ile Jagiellonię można pochwalić za bardzo wysoką dyscyplinę w pierwszej połowie, o tyle Medaliki nie prezentowały złotej formy w pierwszej odsłonie. Gol do szatni dał jednak kopa gospodarzom i po zmianie stron zaczęli bardzo agresywnie. Już w 48. minucie mogło być 2:0, ale dobitka Jeana Carlosa na prawie pustą bramkę poleciała nad poprzeczką.
Raków nie odpuszczał i efekty przyszły po kwadransie od wznowienia gry. W 61. minucie Zwoliński padł w polu karnym, faulowany przez Nene. Do piłki miał podejść Fran Tudor, ale oddał piłkę samemu poszkodowanemu, który nie tak dawno karnego nie strzelił w meczu o Superpuchar. Tym razem pomyłki nie było. Alomerović rzucił się dobrze, ale Zwoliński strzelił lepiej.
Zawodnicy Dumy Podlasia ledwie zdążyli wznowić grę, a już stracili trzecią bramkę. Tym razem doskonale zachowali się i asystujący Gustav Berggren, i sprytnie wykorzystujący jego podanie Bartosz Nowak. Raków prowadził 3:0 już w 65. minucie i zapowiadało się na pogrom.
Skończyło się wręcz przeciwnie. Ani zawodnicy, ani Dawid Szwarga nie zamierzali jednak szarżować. Trener w komfortowej sytuacji dokonał zmian, a utrzymanie kontroli nad pojedynkiem wystarczyło gospodarzom przed walką o Ligę Mistrzów za kilka dni. Trzy gole i trzy punkty w Ekstraklasie to rozgrzewka idealna.