Marchwiński zdecydowanym liderem w meczu otwarcia Lecha Poznań
Jeden Szwed wraca do kadry (Mikael Ishak), a drugi w niej debiutuje (Eliass Anderson). Kibice Kolejorza z pewnością chcieli zobaczyć, jak spiszą się ci i pozostali zawodnicy w pierwszym meczu sezonu. Niestety, na starcie przyszło im pojechać do Gliwic, gdzie gra się wyjątkowo trudno. Podopieczni Aleksandara Vukovicia dali się poznać jako drużyna, która strzela gole rzadko, ale traci je jeszcze rzadziej.
Początek pojedynku Lecha z Piastem potwierdzał spodziewany obraz: Piastunki szybko się wycofały, zmuszając gości do gry piłką i skupiając się na destrukcji. Dla widzów oznaczało to marne widowisko, ponieważ Lech bez problemu podchodził w ostatnią tercję i ani kroku dalej.
Gliwiczanie przez dłuższy czas zdawali się w ogóle nie szukać drogi do bramki, ale z czasem zdobywali kolejne metry i – krok po kroku – zbliżali się do Filipa Bednarka. Pierwsza połowa była bardzo bliska zakończenia się bez celnego strzału którejkolwiek z drużyn, gdyby nie kontrowersyjna sytuacja z 41. minuty.
Do spadającej w pole karne wysokiej piłki wyskoczyli Michael Ameyaw i golkiper Lecha. Bednarek chciał piąstkować, ale walkę wygrał pomocnik Piasta, trącony przez bramkarza. Szymon Marciniak nie miał wątpliwości: choć Bednarek dotknął piłki, to najpierw faulował. VAR potwierdził rzut karny i Patryk Dziczek wyrok wykonał, posyłając bramkarza w drugi róg.
Niewiele brakowało, a minutę później byłby remis: szczęśliwy strzał Marchwińskiego poleciał w słupek. Co nie udało się 21-latkowi w pierwszej połowie, naprawił momentalnie po powrocie na boisko. Po zaledwie 40 sekundach od wznowienia gry było już 1:1. Jak na ironię, zaczęło się od straty Dziczka, któremu piłkę zabrał Joel Pereira i oddał Marchwińskiemu. Karma wraca?
Nie minęło 10 minut drugiej połowy, a o prowadzeniu Piasta zostało tylko wspomnienie. Marchwiński w 53. minucie miał już dublet – tym razem po dobrze przymierzonej główce kończącej podkręconą wrzutkę Velde.
Pewnie mało kto spodziewał się, że Ishak będzie cieniem Marchwińskiego, a tak właśnie było w Gliwicach. Szwed zszedł przed godziną gry, a w 71. minucie dołączył do niego kontuzjowany Radosław Murawski.
Kolejne minuty pokazały, jak krucha jest przewaga Lecha. Piastunki napierały na poznaniaków i w 76. minucie o mały włos nie doszło do wyrównania. Główkę Dziczka niepewnie wybijał Bednarek, do piłki zdążył dobiec Jakub Czerwiński. Z tym uderzeniem bramkarz Lecha poradził sobie wzorcowo, Czerwiński powinien był uderzyć lepiej.
Jeszcze raz zapachniało wyrównaniem w 90. minucie, gdy strzał nożycami Wilczka poleciał nad bramką. Piłka meczowa przyszła jednak sensacyjnie późno, dopiero w 12. minucie doliczonego czasu! Z mniej niż dwóch metrów Arkadiusz Pyrka przestrzelił i uratował Lechowi komplet punktów.