Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Piast kontynuuje zwycięski marsz, Wisła Płock wraca z niczym

Michał Karaś
Michael Ameyaw był bliski zaliczenia dubletu dla Piasta
Michael Ameyaw był bliski zaliczenia dubletu dla PiastaProfimedia
Niektórzy śmieją się, że Piast umie tylko wygrywać 1:0. Ale w Piaście mogą się śmiać po kolejnej wygranej. Pierwszy niedzielny mecz PKO Ekstraklasy przebiegł pod dyktando Piastunek, które cztery z pięciu ostatnich meczów wygrały jednym golem.

Wiosną Piast Gliwice dał się pokonać tylko Legii Warszawa i Rakowowi, poza tym żaden rywal nie wydarł Piastunkom kompletu punktów. Wyjazd na stadion przy Okrzei nie był więc łatwym zadaniem dla Wisły Płock, która po passie porażek wiosną wciąż szuka powrotu do formy z jesieni.

Przypomnijmy, przed mundialem w Katarze Wisła była o punkt od ligowego podium PKO Ekstraklasy, a Piast siedział w strefie spadkowej. W niedzielę oba kluby spotkały się jako ligowi średniacy z identycznym dorobkiem (36 pkt), ale to gliwiczanie startowali z ósmego miejsca, a Petra o oczko niżej.

Mecz zaplanowany na 12:30 rozpoczął się mocno niedzielnie, bez szarż i forsowania tempa. Piast, zgodnie z przewidywaniami, wszedł w spotkanie znacznie lepiej, pierwsze 20 minut okraszając czterema strzałami. Niecelnymi. Minutę później wynik jednak się otworzył. Najgroźniejszy na starcie meczu Michael Ameyaw uderzył w światło bramki, a Bartłomiej Grodecki interweniował tak niefortunnie, że sam wrzucił sobie piłkę do siatki. Nie pomogło jej desperackie wygarnianie, była już za linią.

Widząc niepewność w postawie bramkarza gospodarze moment później próbowali upokorzyć go ponownie, ale efektowne uderzenie z dystansu Tomasiewicza golkiper Petry Grodecki obronił już skutecznie. Widać było, jak wielką ulgę dała mu ta interwencja.

Na kolejne istotne poważne zagrożenie trzeba było czekać na ostatnią minutę pierwszej połowy, gdy Kamil Wilczek – po kolejnej niepewnej interwencji Grodeckiego – z niespełna dwóch metrów dał się zatrzymać bramkarzowi. A co pod bramką Piasta? Absolutnie nic. Frantisek Plach mógłby równie dobrze zejść z boiska w pierwszej połowie, nieliczne próby rywali rozbiły się o defensywę przed oddaniem choćby niecelnego strzału.

Pavol Stano musiał coś zmienić w przerwie, ale na boisku nie zmieniło się nic – ani w składzie, ani w jakości gry. Goście mogli za to zapłacić bardzo wysoką cenę, gdy po 52 minutach Michael Ameyaw ponownie wpakował piłkę do siatki. Piłkę pod nogi ponownie dostał od bramkarza przyjezdnych, ale wcześniej kolega z drużyny był na spalonym i gol nie został uznany.

Wisła uśpiła Frantiska Placha brakiem strzałów, ale ten zachował czujność. Gdy przed 70. minutą po stałym fragmencie groźnie uderzał Bartosz Śpiączka, Słowak wybronił uderzenie bezbłędnie. Chwilę później Tomasz Kwiatkowski wskazał na wapno po drugiej stronie boiska, jednak po konsultacji karnego ostatecznie nie było, akcja zaczęła się od spalonego.

O postawie przyjezdnych w drugiej połowie można powiedzieć, że była znacznie lepsza od tej z pierwszej odsłony. Czy jednak była dobra? W żadnym razie. To Piastunki mogły podnieść wynik o jedną lub nawet dwie bramki. Co prawda Nafciarze do końca doliczonego czasu naciskali, ale tylko w polu, drugiego celnego strzału już nie oddali. Piąty z rzędu wyjazd kończą z niczym.

Statystyki meczu Piast-Wisła
Statystyki meczu Piast-WisłaOpta by Stats Perform
Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen