Puszcza Niepołomice: Mały klub, który może narobić sporego zamieszania
Historii prowincjonalnych klubów pukających do elity było w Polsce wiele i część miłośników piłki z zasady podchodzi do nich sceptycznie. Historia uczy, że to nie kończy się dobrze: na wsi czy w małym mieście tylko bogaty sponsor zapewni wysoki poziom. A gdy go zabraknie, sen o kopciuszku się kończy.
W Niepołomicach jest na czym budować
Od Miliardera Pniewy, przez HEKO Czermno czy Kolejarza Stróże, aż po Groclin Dyskobolię – scenariusz jest podobny. Ostatni z wymienionych klubów wyeliminował przecież Manchester City w pucharach, a niewiele ponad dekadę później już go nie było. Po zakręceniu kurka wokół klubu brakuje społeczności i zasobów, które pozwoliłaby utrzymać się na szczeblu centralnym. Gdy Puszcza Niepołomice wyszła na prowadzenie w Fortuna I Lidze, niektórzy potraktowali ją jak inne "wynalazki": tyle dużych, utytułowanych drużyn, a na czele tabeli jakieś Żubry z Małopolski.
Trener Piotr Stokowiec pewnie nie odżałuje słów, że kibice Zagłębia musieliby "zapierdzielać do Niepołomic", gdyby nie on i jego drużyna. Bo i co to za wstyd? Skoro do Niepołomic zapierdzielała kiedyś z Krakowa królowa Bona, to i Zagłębie Lubin może. Niepołomice ze swoimi 16 tysiącami mieszkańców od zawsze są w cieniu Krakowa, tamtejszy zamek do Wawelu nie ma startu, a i rynek bez porównania.
Ale mają to, czego brakowało w wielu klubach z mniejszych miejscowości: społeczność. Nie ma tu długich tradycji chodzenia na mecze, za to tradycja ich organizacji i budowania drużyny – owszem. Przez kolejne dekady istnienie klubu przedłużali głównie zapaleńcy, jak wspominany z niezachwianym podziwem kierownik Marian Ponikiewicz. I choć długo Puszcza była klubem amatorskim, to zachowała imponującą ciągłość istnienia od 1923 roku. Ten klub ma historię i ducha, nawet jeśli skala była dotąd lokalna.
Gospodarują oszczędnie
W Niepołomicach nie było nigdy milionera z walizką pieniędzy, który przyjechał sprowadzić gwiazdy i pobawić się w Football Managera. Są za to ludzie stąd, którzy dobrze się znają i budują coś dla wszystkich wokół. Klub jest miejski, a burmistrzem w mieście jest Roman Ptak, dawniej piłkarz Puszczy. Prezes Jarosław Pieprzyca i wiceprezes Janusz Karasiński też kopali tu piłkę.
Teraz budują coś wielkiego, na miarę swoich możliwości. Krok po kroku zmienia się osobowość prawna i struktura organizacyjna klubu, podobnie jak rośnie stadion. Jeszcze w 2014 roku stała tu skromna, 60-letnia trybunka, a wokół boiska widać było obrys dawnej szutrowej bieżni. Udało się zbudować nowoczesną trybunę i minimum zaplecza. Doszły nowe sektory za południową bramką, później oświetlenie, ale w każdym wydatku widać jedno: umiar.
Tu inwestuje się tylko tyle, ile trzeba, bo na więcej nie ma środków. Z pieniędzy podatników trzeba się przecież rozliczyć, prywatnych sponsorów nie ma wielu i zaufania żadnego z nich nie można nadużyć. Obok stadionu mieszkają sąsiedzi, którym już dziś jupitery świecą w okna. Z nimi też trzeba dobrze żyć, choć trudno w Niepołomicach znaleźć kogoś, kto nie życzyłby Puszczy dalszego rozwoju.
Od szczęśliwego utrzymania do solidnego klubu
Katalizatorem zmian był awans Żubrów do trzeciej ligi w 2010 roku. Ze stopnia regionalnego udało się wejść prawie na centralny (wtedy jeszcze funkcjonowały grupa wschodnia i zachodnia). Miejscowi dostali spore lanie, wygrali tylko pięć z 36 meczów i nie uzbierali nawet 30 punktów. Byli skazani na spadek, ale nie spadli, ponieważ... dwa inne zespoły nie złożyły na czas dokumentacji, jeden się wycofał, a jeden z beniaminków nie skorzystał z awansu.
Zupełnie przypadkowe utrzymanie ze względów formalnych okazało się szansą na zbudowanie drużyny zdolnej utrzymać się wynikami. Ba, w trzecim sezonie udało się wskoczyć o ligę wyżej, w sam raz na 90-lecie klubu. Znów pierwszy sezon w nowej lidze skończył się boleśnie, tym razem spadek stał się faktem. Ale Puszcza wróciła do I Ligi na sezon 2017/18 i już w niej została. Co prawda zwykle w dolnej części tabeli, ale jednak.
Bez rozbudowanego systemu szkolenia młodzieży ani wysokiego budżetu w Niepołomicach szukali rozwiązań na miarę swojego potencjału. Jeśli do podkrakowskiego miasta przyjeżdżali piłkarze z dużym nazwiskiem, to tylko u krańca kariery. I choć początkowo były problemy z przyciąganiem piłkarzy w ogóle, to dziś młodzi zawodnicy w Puszczy widzą szansę na dalszy rozwój.
Wizerunek drużyny zmienił się po przyjściu Tomasza Tułacza w 2015 roku. Nazywany "Napoleonem z Niepołomic" szkoleniowiec chciał stworzyć nie tylko drużynę zawodników z talentem, ale i zaangażowaniem w codzienną pracę. Właśnie takich – z uwzględnieniem budżetu – szukał na rynku i z takimi chce pracować.
Ewidentnie on i jego sztab mają nosa, ponieważ sprowadzali już zawodników, których potem brały z Niepołomic znacznie większe kluby. Gabriela Kobylaka wzięła Legia Warszawa, został głównym bramkarzem Radomiaka, a Macieja Domańskiego zabrał Raków Częstochowa. Michał Rakoczy trafił do Puszczy na wypożyczenie, po czym lepszy wrócił do Cracovii i reprezentacji narodowej U21
Sezon na wagę awansu
Start sezonu 2022/23 nie zapowiadał historycznego sukcesu – Żubry zaczęły od wygranych jedną bramką ze średniakami, dostając jednocześnie po tyłku od silniejszych klubów. Ale już wyjazdowe wygrane z Podbeskidziem (1:0) i Wisłą Kraków (3:2) sugerowały, że na ten klub warto zwrócić uwagę. Gdy w 14. kolejce przegrana Ruchu i remis Puszczy dały im niespodziewane pierwsze miejsce w tabeli, o klubie zaczęło się mówić coraz głośniej w całym kraju.
Co prawda prowadzenie w lidze udało się utrzymać tylko przez trzy kolejki, ale niepołomiczanie do końca sezonu nie spadli niżej niż na piąte miejsce, dające grę w barażach. W nich przyszło im zagrać z Wisłą Kraków, którą w sezonie zasadniczym ograli dwa razy. Zrobili to i trzeci raz, w dodatku w stylu upokarzającym Białą Gwiazdę (4:1). W finale fazy play-off poziom był wyższy, bowiem Żubry stanęły naprzeciw Słoni. Bruk-Bet Termalica Nieciecza ma pieniądze, jakich w Niepołomicach nie widzieli, ale to Puszcza miała większą determinację i udało się wygrać po dogrywce.
Jeśli gwiazdy, to te przyszłe
Choć przez Puszczę Niepołomice przewinęło się trochę dużych nazwisk polskiej piłki, jak Boguski, Bojarski czy Zakrzewski, to żaden z nich raczej nie został na dłużej w sercach kibiców. Co innego zostawiający serce na boisku Longinus Uwakwe czy Michał Mikołajczyk, których w pierwszej kolejności wymienił w rozmowie znajomy kibic Puszczy.
W składzie drużyny przed debiutem w PKO Ekstraklasie trudno szukać gwiazd, może poza powracającym tu po latach Mateuszem Cholewiakiem. Choć i jego nazwisko samo w sobie postrachu nie budzi. Większości postaci w młodej kadrze miłośnicy polskiej piłki dopiero będą się uczyć, oglądając ich na stadionach i ekranie. Na przykład, nastoletni wciąż Kewin Komar w bramce doczekał się już wiernych fanów w Niepołomicach.
Puszcza to nie drużyna zbudowana pod Ekstraklasę, lecz dobrze dostrojony kolektyw, który wypracował więcej niż zakładano przed sezonem. Największym nazwiskiem pozostanie bez wątpienia trener Tułacz. I słusznie. To on wiedział, jak powinna grać drużyna zbudowana z małym budżetem, w trudnej do przetrwania Fortuna 1 Lidze. Umiejąca zdobyć przewagę tam, gdzie inni widzą słabość. Wypracował styl, który może być zmorą innych drużyn i ich kibiców: karmi się frustracją bijących głową w mur rywali i ją wykorzystuje.
Puszcza nie boi się oddać piłki przeciwnikom – w grze bez niej są ponadprzeciętni i pozwalają drugiej stronie na bardzo niewiele. Tylko Ruch Chorzów stracił mniej goli w lidze niż właśnie Puszcza. W dodatku opracowali tyle wariantów stałych fragmentów gry, że raz za razem strzelają z nich gole (w zeszłym sezonie 36), bo nikt nie jest w stanie przygotować się na wszystko, co w Niepołomicach wypracowali. To wszystko pozwala wierzyć, że Ekstraklasa nie wypluje Żubrów po jednym sezonie.