Trochę paskudnie, trochę efektownie. Wisła i Radomiak na remis
Jeśli sobotni hit Legia-Raków można uznać za doskonałą reklamę polskiej Ekstraklasy, to pierwsza połowa niedzielnego meczu Wisła-Radomiak jest na przeciwnym biegunie. Nic też dziwnego – płoccy Nafciarze wygrali wiosną tylko jeden mecz, a Zieloni z Radomia od trzech meczów nie ugrali choćby punktu.
Nic więc dziwnego, że mecz zaczął się niemrawie, a pierwsze 45 minut charakteryzowały przede wszystkim fatalne błędy, często niewymuszone. Nie pomagało też boisko przebudowywanego stadionu w Płocku. W słoneczne dni boisko jest piaszczyste, ale przy niedzielnym deszczu i śniegu zrobiło się bardzo grząskie. Zrzucanie całej winy na murawę byłoby jednak słabą wymówką tym bardziej, że żadna ze stron nie umiała wykorzystać błędów rywali.
Optycznie i statystycznie przewaga była po stronie gospodarzy, którzy w Płocku czują się mocni i w tym sezonie przegrywają rzadko. Żaden z dwóch celnych strzałów nie był co prawda wyzwaniem dla Kobylaka w bramce radomian, ale Zieloni byli jeszcze słabsi – pierwsze uderzenie możliwe do uznania za strzał w światło bramki oddali w ostatniej akcji doliczonego czasu.
Końcówka pierwszej połowy przebiegała jednak pod dyktando przyjezdnych i to właśnie oni zdecydowanie lepiej weszli w drugą odsłonę. W kilka minut dwukrotnie celnie uderzali, a drugi strzał dał bramkę na 1:0. W 53. minucie dwumetrowiec Rocha idealnie wyskoczył do wrzutki z wolnego i pewnie pokonał Gradeckiego. Chwilę później mógł zaliczyć dublet, a Radomiak naciskał nieprzerwanie, notując 10 strzałów w niecałe 20 minut.
Po tym okresie naporu gości Nafciarze złapali oddech i wyrównali proporcje w grze. W 69. minucie wyrównali z kolei wynik na tablicy. Po wrzutce w pole karne Szwoch instynktownie skierował piłkę wysoko w pole bramkowe, a Sekulski wcisnął piłkę do bramki. Estetycznie bez rewelacji, ale nie o punkty za styl grają obie drużyny.
10 minut później Wisła Płock mogła prowadzić po rajdzie i efektownym strzale Wolskiego z granicy pola karnego. Kobylak wybił piłkę przed siebie, a Sekulski dobijał – nieskutecznie. Takich zrywów Petry było więcej, ale i Radomiak walczył ambitnie o przełamanie impasu.
Sygnał był jasny: remis nikogo w Płocku nie satysfakcjonował. I choć strzałów w drugiej połowie było ponad 20, to więcej bramek nie oglądaliśmy. Podział punktów oznacza, że zabezpieczenia ligowego bytu obie drużyny - z identycznym bilansem i 33 punktami - muszą szukać dalej.