Twierdza przy Słonecznej obroniona, Widzew pokonany w końcówce
Dwa zespoły o dużym potencjale ofensywnym i z apetytem na grę do przodu. Ale też dwa zespoły niepewne defensywnie – to przed meczem Jagiellonia-Widzew sprawiało, że czekaliśmy na miłe dla oka widowisko na początek 3. kolejki PKO BP Ekstraklasy.
Jagiellonia wzięła sobie do serca oczekiwania i od pierwszych minut gospodarze szarpali, dopiero bliżej kwadransa proporcje się wyrównały. Przejęcia, szybkie przenoszenie ciężaru gry na połowę rywali – to wszystko było, ale brakowało ostatniego słowa. Przez ponad pół godziny padło tylko parę bardzo niecelnych strzałów z obu stron.
Dopiero w 35. minucie Widzew przeprowadził akcję od początku do końca, gdy Bartłomiej Pawłowski z otrzymaną piłką popędził pod linię końcową. Sprzed pola karnego dostrzegł wbiegającego Terpiłowskiego, posłał podanie w poprzek szesnastki, idealnie na nogę skrzydłowego, który huknął pod prawy słupek. Trudno ocenić, czy efektowniejsza asysta, czy sam gol.
Otwarcie wyniku pomogło zwiększyć tempo i tak otwartego meczu. Choć do końca pierwszej połowy zdecydowanie przeważali już przyjezdni z Łodzi, to Jaga mogła schodzić z boiska w remisem. W 40. minucie Taras Romanczuk znalazł Imaza, temu nieco odskoczyła piłka, ale obrócił się i huknął z woleja nad poprzeczką. Moment później Zlatan Alomerović dwa razy ratował swoją drużynę po kolejnych strzałach w odstępie kilku sekund.
Po zmianie stron Widzew chętnie wpuszczał Jagę na swoją połowę, a gospodarze – chwilami desperacko – szukali wyrównania. Przez kwadrans łodzianie mieli problem z wyjściem poza własną połowę, co jednak nie oznaczało klarownych szans po stronie białostoczan. Dopiero w 60. minucie Jesus Imaz doskonale minął Szotę, znalazł się sam na sam z Ravasem, ale piłka po strzale minęła słupek nie z tej strony. Czego nie mógł zrobić Hiszpan, za to wziął się wprowadzony z ławki Pululu i ekspresowo po wejściu wbił piłkę głową do bramki. Tyle że ze spalonego. Angolczyk potwierdza jednak, że warto zwracać na niego uwagę.
Cofnięci coraz głębiej widzewiacy zdawali się wierzyć, że uda im się za którymś razem wyjść z kontrą. Zamiast kontry stać ich było tylko na kolejne wybicia i to musiało się kiedyś zemścić. Po ręce Hanouska przed polem karnym w 75. minucie sędzia Frankowski odgwizdał wolnego. Strzał trafił… ponownie w rękę Hanouska! A więc rzut karny. Imaz podszedł do piłki, po czym oddał ją Pululu i Angolczyk wychowany we Francji doskonale oszukał Ravasa.
W 84. minucie Jesus Imaz raz jeszcze oszukał obronę i – obracając się – doszedł do podania od Nene. Ponownie posłał piłkę poza światło bramki, sam nie mógł w to uwierzyć. Co się mówi o niewykorzystanych szansach? W tym przypadku mówi się: Hanousek wynagrodzi. Raz jeszcze sprokurował stały fragment przed polem karnym. Przy piłce stali Naranjo, Nene i Wdowik. Strzelił ten trzeci – idealnie nad murem, w samo okno.
Do 79. minuty Widzew miał trzy punkty, a w 86. minucie komplet był po stronie Jagi. Dopiero po tym ciosie łodzianie wyszli ze swojej połowy, ale nawet doliczenie pięciu minut nie pomogło. RTS był psychicznie rozbity i nawet próby szturmów były zbyt chaotyczne, by uratować choćby remis. Gra Widzewa na utrzymanie prowadzenia została boleśnie skarcona.