Warta bezlitośnie skuteczna, Śląsk coraz bliżej spadku z Ekstraklasy
Co prawda trener Ivan Djurdjević zaprzeczał, jakoby dostał ultimatum związane z wynikami drużyny, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że na mecz do Grodziska Wielkopolskiego przyjechał z nożem na gardle. Śląsk ma fatalne wyniki sportowe i finansowe. Warta tymczasem, choć ma całkowity budżet o połowę mniejszy niż straty generowane przez Śląsk Wrocław, teoretycznie ma wciąż szansę na miejsce pucharowe.
O ile trener Dawid Szulczek zbiera za pracę z Warciarzami same pochwały, o tyle na początku meczu nie było mu do śmiechu. Już w 3. minucie Śląsk wyszedł bowiem na prowadzenie. Po rzucie rożnym Robert Ivanov próbował wybijać piłkę, ale niechcący wsunął ją pod poprzeczkę. Śląsk nie oddał nawet strzału w światło bramki. Nie tylko w tej sytuacji, ale przez ponad godzinę (!) meczu.
Gospodarze tymczasem ruszyli do odrabiania strat i pokazywali naprawdę dobrą jakościowo piłkę. Atak pozycyjny przyniósł efekt już w 11. minucie, gdy do pozycji doskonale doszedł Adam Zrelak i ostrymi nożycami ściął piłkę do bramki.
Nie minęła jeszcze 25. minuta, a trybuny ponownie wybuchły radością. Wynik na tablicy zmienił się na 2:1 dla Warty po tym, jak Zrelak wykonał jeszcze bardziej efektowne nożyce, tym razem wysoko w powietrzu. Musiał co prawda jeszcze dobić, ale piłkę w siatce zmieścił. VAR – nie bez racji – wskazał jednak na wychylenie przed linię obrony, a więc wynik 1:1 się utrzymał.
Nie na długo, bowiem nieoczekiwany prezent gospodarze otrzymali przed półgodziną gry. Bramkarz Rafał Leszczyński podał przypadkiem piłkę do przyczajonego Miłosza Szczepańskiego, a ten wyłożył ją do egzekucji Kajetanowi Szmytowi. Skoro chcieli prowadzić, to prowadzili.
Wynik do przerwy już się nie zmienił, podobnie jak obraz gry: Warta prezentowała się znacznie lepiej. Tak też zaczęła się druga odsłona, już w 47. minucie Maciej Żurawski mógł zaliczyć gola, ale bramkarza Śląska ocalił pośladek Konczkowskiego.
Śląsk dopiero w 62. minucie oddał pierwszy (i ostatni...) celny strzał, rozpoczynając fragment naprawdę dobrej, solidnej gry. Trzeba jednak oddać WKS-owi, że już wcześniej duet Exposito-Yeboah wyglądał nieźle, po prostu skutecznie neutralizowała go poznańska defensywa.
Paradoksalnie, w tych najlepszych minutach wrocławian Warta podniosła prowadzenie do 3:1. Tym razem Szczepański do asysty dołożył trafienie, gdy udało mu się z ostrego kąta wcisnąć piłkę między nogami interweniującego Leszczyńskiego. Strzelec musiał zejść moment później wskutek rany głowy, a jednak z uśmiechem.
Z kolei wpuszczony do ofensywy Śląska młody Patryk Szwedzik potrzebował tylko pięciu minut, by trafić do siatki. Sektor gości wyskoczył w górę z radości, lecz gol kontaktowy nie został uznany. Spalony o pół stopy musiał naprawdę boleć, bo strzał Szwedzika od słupka – palce lizać!
Nie tylko Szwedzik, ale i cały Śląsk w drugiej połowie spisywał się znacznie lepiej, co jednak dla losów meczu okazało się bez znaczenia. Warta wygraną dowiozła, zaliczając wymarzone wejście w 28. kolejkę PKO BP Ekstraklasy. Tymczasem WKS z ostatnich 10 meczów w lidze wygrał tylko jeden i może już w tej kolejce zsunąć się na granicę strefy spadkowej.