Protest odrzucony, kanadyjkarze muszą walczyć w kwalifikacjach do igrzysk
PZKaj oraz PKOl w ubiegłym miesiącu wysłały protest do światowej federacji dotyczący okoliczności kwalifikacji kanadyjkarzy w strefie Australii i Oceanii. O ile Australia jest silnym krajem w kajakarstwie klasycznym, to w kanadyjkach na całym kontynencie nie ma zbyt wielu zawodników. W lutym w Sydney rozegrano kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w konkurencji dwójek kanadyjkowych na dystansie 500 m.
Na starcie stanęły tylko trzy osady, czyli tyle, ile wynosi niezbędne minimum, by uznać je za ważne. Problem w tym, że w gronie uczestniczących brakowało... kanadyjkarzy. Do walki o kwalifikację do Paryża stanęli zawodnicy specjalizujący się na co dzień w konkurencjach kajakowych. Rywalizację wygrali Nowozelandczycy Munro James i Ngataki Kacey, którzy płynęli w pozycji siedzącej, a nie klęczącej. Nowicjuszami w zmaganiach kanadyjek byli również reprezentanci Samoa, a Australię reprezentowali mocno zaawansowani wiekowo sportowcy: 73- i 61-letni. Zdjęcia z tych zawodów można było obejrzeć w mediach społecznościowych.
Władze ICF nie dopatrzyły się jednak złamania regulaminu i uznały, że kwalifikacje odbyły się zgodnie z zasadami.
"Po dokładnej analizie stwierdziliśmy, że proces kwalifikacji, jak również wyścigi były prowadzone zgodnie z zasadami i przepisami określonymi przez Międzynarodową Federację Kajakową, w związku z czym nie zostaną podjęte żadne dalsze działania w tej sprawie" – napisano w oświadczeniu.
Zdaniem szefa polskiej federacji Grzegorza Kotowicza, regaty te "nie miały żadnego związku z duchem fair play".
"Przepisy w tej kwestii były niedoprecyzowane i dawały furtkę do rozegrania kwalifikacji w sposób, który jest krzywdzący dla profesjonalnych kanadyjkarzy" – tłumaczył.
Gdyby ICF przychyliła się do wniosku polskiej strony, wyniki zawodów z Sydney zostałyby anulowane i skorzystaliby na tym Polacy. Kwalifikację na igrzyskach otrzymałaby dziewiąta osada z ostatnich mistrzostw świata, a na tej pozycji przypłynęli Norman Zezula i Aleksander Kitewski. Biało-czerwonym zabrakło jednego miejsca, by uzyskać awans do Paryża.
"Nie ukrywamy, że ta sytuacja dotyczyła bezpośrednio nas i to my mogliśmy na tym zyskać. Natomiast tutaj chodzi też o kartę olimpijską i zasady sportowej rywalizacji. Przykre, że zawodnicy, którzy mają szansę wystąpić w finale, walczyć o medale, nie pojadą na igrzyska, bo ktoś znalazł lukę w przepisach. Dziś dotyczy to Polski, ale za cztery lata inna federacja mogłaby czuć się pokrzywdzona" – powiedział PAP Kotowicz.
Jak dodał, całe to zamieszanie nie jest dobre dla światowego kajakarstwa.
"Każdy wie, jak wygląda rywalizacja kanadyjkarzy, w jakiej pozycji oni płyną. I teraz wyobraźmy sobie, że w regatach olimpijskich Nowozelandczycy popłyną na siedząco i zapewne bardzo daleko za resztą stawki. Nie chcę nazywać tego farsą, ale takie rzeczy osłabiają pozycję kajakarstwa w światowym sporcie. Te kwalifikacje zostały źle skonstruowane i już toczą się rozmowy, żeby tak zmienić przepisy, by wykluczyć w przyszłości podobne przypadki" – dodał szef PZKaj.
Co ciekawe, w strefie Australii i Oceanii nie rozegrano kwalifikacji kanadyjkowych wśród kobiet właśnie z powodu braku zawodniczek. Kontynentalna federacja oddała przysługujące jej miejsce, z którego skorzystali... Polacy. Dwójka kanadyjkowa (Sylwia Szczerbińska, Katarzyna Szperkiewicz) na mistrzostwach świata również była dziewiąta i to ona otrzymała przepustkę na igrzyska.
W tej sytuacji biało-czerwoni sami muszą wziąć sprawy w swoje ręce i wywalczyć na torze bilet do Paryża. Grupa kanadyjkarzy obecnie przebywa w Wałczu, gdzie pod koniec kwietnia rozegrane zostaną eliminacje do kadry narodowej w konkurencji C2 500 metrów. One wyłonią osadę z prawem występu w kontynentalnych regatach kwalifikacyjnych, które w dniach 8-9 maja odbędą się w węgierskim Szegedzie.