PSG musiało zagrać jak nigdy. Nie zagrali, odpadają jak zawsze
Po porażce na Parc des Princes mistrzowie Francji na rewanż do Bawarii jechali z nominalnie mniejszymi szansami. Zapowiadali jednak walkę do końca i w bojowych nastrojach ruszyli z Paryża, razem z tysiącami kibiców. Fanom PSG łatwo przyszło przebicie się z dopingiem dla swojej drużyny, ich Allianz Arena nie przytłoczyła. A piłkarze? Kylian Mbappe, który odgrażał się jeszcze w zeszłym tygodniu, swój pierwszy celny strzał zanotował już w drugiej minucie.
O respekcie dla Bayernu nie mogło być mowy. Po upływie 13 minut Mbappe zdołał nawet wpakować piłkę do bramki nad leżącym Sommerem. Co prawda było już po gwizdku sędziego Daniele Orsato, ale ostrzeżenie wysłał. Bawarczycy nie umieli w pierwszym kwadransie oddać celnego strzału, dopiero po jego upływie Goretzka próbował z dystansu.
Bayern wydawał się jednak nie forsować tempa, grając chłodno i skupiając się na frustrowaniu przyjezdnych – a to destrukcją, a to posiadaniem i mozolnym, zjadającym czas budowaniem akcji. Jakby mieli przeświadczenie, że w swoim czasie strzelą. Statystycznie Bayern ma do tego podstawy – na Allianz Arenie w europejskich pucharach prawie nigdy nie przegrywa.
Żmudna budowa ataków przyniosła gospodarzom pierwszy groźny strzał dopiero po półgodzinie gry, gdy Musiala z bliskiej odległości testował refleks Donnarummy. Wkrótce później boisko opuścił Marquinhos w barwach gości, którego zdolność do gry od początku była niepewna. Jeśli jednak wydawało się, że kontuzja spowolni przyjezdnych, to wkrótce dali sygnał, że kłopoty będzie mieć Bayern. W polu karnym piłkę dał sobie odebrać Sommer i tylko wślizgiem wzdłuż linii bramkowej De Ligt wybił piłkę zmierzającą pewnie do siatki.
Na drugą połowę nie wybiegł z szatni Mukiele, który spędził tym samym tylko 9 minut na boisku jako zmiennik Marquinhosa. Przy okazji można było odnieść wrażenie, że w szatni zespoły zamieniły się też wolą walki. Teraz to Bayern parł naprzód. Raz Choupo-Moting niechcący stanął na drodze strzału kolegi, a drugi raz jego główka skierowała piłkę do siatki. Stadion eksplodował, z głośników niosła się muzyka i tylko sędziego z podniesioną chorągiewką nikt nie dostrzegł. Po weryfikacji gola nie uznano.
Tym razem to PSG dostało ostrzeżenie i zignorowało je. Dlatego po godzinie gry niepotrzebna zabawa piłką Verrattiego skończyła się odbiorem przez Goretzkę i egzekucją przez duet Muller – Choupo-Moting. Nazwisko tego drugiego moment później skandował cały stadion.
Paryżanie zostali z 30 minutami na odrobienie dwóch bramek. Przeniesienie ciężaru na połowę Bayernu nie sprawiało PSG problemów, sposobu na defensywę gospodarzy jednak brakowało. Z kolei konieczność budowy ataku przez Francuzów pozwalała Bayernowi szukać szybkiej kontry, co parokrotnie mogło się skończyć wyższym prowadzeniem. Na musiku było PSG, czego w grze widać nie było. Przez całą drugą odsłonę goście oddali raptem trzy celne strzały, a "celne" nie oznaczało "groźne".
Przy zbyt statecznej grze PSG kolejna strata Verrattiego dała drugą bramkę Bayernowi. Tym razem wprowadzony trzy minuty wcześniej Serge Gnabry bezlitośnie przeniósł piłkę nad wyciągniętym wzdłuż bramki Donnarummą. Gospodarze bawili się już na trybunach i boisku, a Sadio Mane bardzo chciał dołożyć kolejną bramkę. Strzelił, tyle że ze spalonego.