Raków rozprawia się z Górnikiem, zabrzanie bez celnego strzału
Raków Częstochowa nie przegrał meczu Ekstraklasy u siebie aż od grudnia 2021 roku. Wtedy komplet punktów spod Jasnej Góry wywiózł właśnie Górnik Zabrze. Trójkolorowi zdołali też ograć Medaliki w Zabrzu latem zeszłego roku, ale w sobotnie popołudnie przyjechali w znacznie gorszych nastrojach. O ile Raków walczy o mistrzostwo, o tyle Górnicy nie wygrali niczego od początku listopada, znajdując się na równi pochyłej do spadku.
Choć to Lukas Podolski w 6. minucie strzelał na bramkę Rakowa jako pierwszy, to trafił jedynie w boczną siatkę. Pomijając niecelną próbę z 85. minuty, to byłoby na tyle w kwestii ofensywnych popisów Górnika. Później dominacja Rakowa nie podlegała kwestii, gospodarze mieli 23 akcje na bramkę Bielicy, który musiał się naprawdę napocić. Pierwszą bramkę stracił zresztą wcześnie, ponieważ strzał po ziemi Gutkovskisa wśliznął się przed upływem 10 minut.
Ulewny deszcz nie powstrzymał kibiców przed przyjściem na odkryte trybuny w komplecie (prawie 5,5 tysiąca widzów), za to piłkarzom bardzo utrudniał grę, przyczyniając się do kiksów. Te przydarzały się również bramkarzowi Górnika, choć do niego można mieć najmniej pretensji po spotkaniu – wyciągał bardzo trudne strzały, jak i te kierowane przez Patryka Kuna, który zdawał się mierzyć głównie w ręce bramkarza.
Biorąc pod uwagę miażdżącą przewagę ofensywną Rakowa trudno było uwierzyć, że przez ponad 90 minut utrzymywało się tylko 1:0. Choć Ivi Lopez bardzo się starał, to jego strzał z wolnego nieznacznie minął poprzeczkę, w którą później po jego dośrodkowaniu trafił Petrasek. Wreszcie, po jednej z niewielu prób Górnika pod polem karnym Rakowa sam na sam z Bielicą wybiegł Brazylijczyk Jean Carlos, który w 94. minucie zaliczył pierwsze trafienie w barwach Rakowa.