Sensacji w Pucharze Polski nie było, Legia rozjechała Lechię Zielona Góra
We wtorek o 13:00 rozpoczął się najważniejszy mecz nie tylko sezonu, ale 800-lecia, jak nazwał go klub kibica w Zielonej Górze. Na trybunach i wokół stadionu pojawiło się najpewniej więcej niż planowane pięć tysięcy widzów – każdy chciał zobaczyć choćby kawałek tego widowiska, a Lechia Zielona Góra stawała na głowie, by otwartych zostało możliwie dużo sektorów.
W końcu na mecz z czwartoligową sensacją z Zielonej Góry przyjechała sama Legia Warszawa. Może w nieco eksperymentalnym składzie, ale wciąż mówimy o najbardziej utytułowanym klubie Polski.
Mecz mógł zacząć się fatalnie dla miejscowych, ponieważ już w 4. minucie Tomas Pekhart nie trafił w sytuacji sam na sam. Ulga nie trwała jednak długo, ponieważ już w 9. minucie Czech zaliczył gola na otwarcie wyniku. Piłkę wyłożył mu Mladenović, a Pekhart sprytną piętką puścił futbolówkę pomiędzy obrońcami i poza zasięgiem rękawicy Fabisiaka.
Na płaskich trybunach widniał okazały baner z hasłem "cieszmy się chwilą, gonimy marzenia" przygotowany przez miejscowych kibiców, którzy jednak nie mieli wielu powodów do radości w pierwszej połowie. Lechia wyraźnie ustępowała Legii we wszystkich aspektach, a próby uderzenia na bramkę – w sumie trzy – tylko raz zmusiły Hładuna w bramce Legii do interwencji.
Za to rywale ze stolicy robili swoje, nawet jeśli gra ponownie nie była piękna dla oka. Piękny okazał się za to strzał Kapustki pod poprzeczkę w 43. minucie, który okazał się golem do szatni dla przyjezdnych.
Ponieważ tak złego wyniku Lechia nie miała w żadnym z poprzednich starć pucharowych, gospodarze po przerwie ruszyli agresywnie do przodu. Nie mieli jednak zasobów, by solidnie ustawioną Legię zmusić do kapitulacji. To musiało się zemścić tym bardziej, że Legia strzelała dalej, solidnie testując bramkarza gospodarzy. Gdy w 71. minucie obronę przeszli Carlitos i Wszołek, ten pierwszy skończył z golem, a drugi z asystą. Co ciekawe, Hiszpan potrzebował ledwie 10 minut na boisku, by zaliczyć trafienie.
Z biegiem czasu przewaga Legii tylko się zwiększała, uwidaczniając różnice w kondycji i przygotowaniu fizycznym pomiędzy szczeblami rozgrywek. Na niewiele się zdało wykorzystanie kompletu zmian, gospodarze skończyli pojedynek bez choćby honorowego trafienia.
Czego by jednak o meczu nie mówić, Lechia Zielona Góra żegna się z Pucharem Polski bez cienia wstydu. Lubuski klub wyrównał historyczny sukces z 1987 roku już samym awansem do ćwierćfinału. Po drodze udało się pokonać Podbeskidzie Bielsko-Biała, Jagiellonię Białystok i Radomiaka Radom – wynik niesamowity biorąc pod uwagę, że ledwie jedną bramką wyszli ze szczebla lubuskiego.