Jastrzębski Węgiel na czele po dobiciu czerwonej latarni, Czarnych Radom
Czwartkowy mecz w jastrzębskiej hali od początku zapowiadał się jak wejście do paszczy lwa z punktu widzenia Czarnych Radom. Siatkarze z Mazowsza po pięciu meczach mieli zaledwie jednego wygranego seta na koncie, podczas gdy mistrzowie kraju nieprzerwanie walczą o najwyższe lokaty.
Nic dziwnego, że zaczęło się od budowania przewagi przez Jastrzębski Węgiel już w pierwszym secie, na co przyjezdni mogli odpowiadać tylko próbami gonienia wyniku. Próby nie były wcale najgorsze, ale nawet przy świetnej zagrywce i piłce przechodzącej radomianie nie wygrywali punktu. Zamiast prowadzenia 11:9 zrobiło się 10:10 po pojedynczym bloku Hubera i od tego momentu Jastrzębski przewagi nie oddał. Na finiszu set stracił rumieńce, a udany atak Fornala z drugiej linii przypieczętował wygraną 25:20.
Podobnie wyglądał drugi set – do stanu 13:13 przyjezdni trzymali się faworytów i zdecydowanie nie wyglądali na ostatnią drużynę w tabeli. W przyjęciu chwilami udawało się ratować wyjątkowo trudne piłki, ale albo brakowało skuteczności w ataku, albo jakość zawodników Jastrzębia pozwalała zrobić różnicę. Efektem był identyczny wynik w drugiej partii, tym razem osiągnięty punktowym blokiem.
Czasami mówi się, że 2:0 to wynik-pułapka, ale w tym przypadku było już po zawodach. Radomianie, którzy naprawdę nieźle walczyli w dwóch setach, zostali kompletnie rozmontowani. I, nie ujmując gospodarzom, znaczna odpowiedzialność spoczywa chyba na ich stanie mentalnym – brakowało szybkości i pazura, jakby dwa sety przegrane mimo dobrej gry odebrały im nadzieję. Za to miejscowi bawili się doskonale, również na trybunach. Utrzymywany bufor 6-8 punktów nie zostawił miejsca na obawy, za to pozwolił gładko zamknąć mecz przy 25:18.