Kraft wygrywa w Bischofshofen, Kobayashi w TCS. Zniszczoł i Wąsek najlepsi z Polaków
Po bardzo obiecujących wynikach w piątkowych kwalifikacjach, sobotni konkurs w Bischofshofen rozpoczął się bardzo umiarkowanymi wynikami. Mówimy nie o Biało-Czerwonych (przynajmniej nie tylko), a o wszystkich uczestnikach.
Skromne odległości w pierwszej serii
Belka na zachowawczej wysokości 13 stopni, do tego gęsto padający śnieg ograniczający prędkości najazdowe i efekty były mało efektowne – tylko dziewięciu zawodników przekroczyło 130 metrów. Najpierw jednak o Polakach, których w tym gronie nie ma… Z odległością zaledwie 117 metrów Piotr Żyła zdołał wygrać w swojej parze, ale dało mu to ostatnie miejsce kwalifikujące do udziału w rundzie finałowej.
Pół metra dalej lądował Maciej Kot, który jednak przegrał w swojej parze (z Tschofenigiem) i znalazł się na 33. miejscu. Na odległości 124,5 metra lądował Aleksander Zniszczoł, któremu rekompensata dała 20. pozycję.
Z wynikiem 125 metrów pewny awans do finałowej serii zapewnił sobie Dawid Kubacki, ale 24. miejsce nie dawało wielkich powodów do radości. Zupełnie inaczej ta sama odległość wygląda u Pawła Wąska, który wszedł jako lucky loser na 21. miejscu. I wreszcie najlepszy w polskiej ekipie Kamil Stoch – on osiągnął 129 metrów i z 15. lokatą był najwyżej sklasyfikowanym Polakiem.
Czterech Polaków poprawiło się w drugiej serii
W finałowej serii organizatorzy – słusznie – wydłużyli rozbieg i puścili zawodników z 15. belki. Zaczął Piotr Żyła, który poprawił odległość aż o 10 metrów, jego 127 m dało awans o jedną lokatę, z 30 na 29. Dawid Kubacki zaliczył zdecydowanie większy progres, skok na odległość 132 metrów oznaczał awans już do drugiej dziesiątki (z 24 na 19).
Paweł Wąsek pokazał bardzo solidną formę i w drugiej serii zanotował 129 metrów, co oznacza awans na 18. miejsce. Podobnie wypadł Aleksander Zniszczoł, któremu 131,5 metra dało awans z 20. na 16. pozycję. Niestety, Kamil Stoch w drugiej próbie wypadł znacznie gorzej. Widać było, że spóźnił odbicie i skocznia błędu nie wybaczyła. Lądowanie tylko na odległości 125,5 metrów oznaczało spadek aż o sześć lokat, na 21. miejsce.
Ryoyu zepsuł zabawę już pierwszym skokiem
Niezawodny Japończyk Ryoyu Kobayashi praktycznie zapewnił sobie trzeci w historii triumf w Turnieju Czterech Skoczni już w pierwszej próbie. 137 metrów to nie tylko najdłuższy skok spośród 50 uczestników pierwszej serii, ale też bufor aż 19 punktów przewagi nad Andreasem Wellingerem, jedynym bliskim rywalem do zwycięstwa w turnieju, który pierwszą serię skończył nisko, na ósmej pozycji.
W serii finałowej zdecydowanie najbardziej efektowny skok oddał Anze Lanisek, któremu 141 metrów pozwoliło zachować miejsce na podium. O metr bliżej wylądował Stefan Kraft, który zdołał zwyciężyć w zawodach, wyprzedzając Ryoyu Kobayashiego o zaledwie 1,3 pkt w finałowej klasyfikacji. Ryoyu wylądował na 139. metrze w drugiej próbie. Paradoksalnie więc Japończyk po raz czwarty zajął drugie miejsce w tegorocznej edycji i wygrał TCS bez żadnego indywidualnego zwycięstwa w konkursie.