Sensacja w Singapurze, Verstappen dopiero 11. w kwalifikacjach. Sainz ponownie najlepszy
Kręty azjatycki tor sprzyja dramaturgii, ponieważ każdy najmniejszy błąd kierowcy znacząco odbija się na czasie jego okrążenia, a czasami także na wszystkich jego rywalach. Przykład takiej sytuacji mieliśmy w pierwszej części kwalifikacji, gdy na samym jej końcu potężną kraksę zaliczył Lance Stroll z Astona Martina.
Kanadyjczyk wyszedł na szczęście z całej sytuacji bez większego uszczerbku na zdrowiu, a sam zajmował wówczas ostatnie miejsce, więc nie mógł żałować straty dobrej pozycji. Przeszkodził za to innym kierowcom, którzy jeszcze kończyli swoje okrążenia. Najbardziej ucierpiał Oscar Piastri z McLarena, który nie zdołał dokończyć swojego kółka przez wywieszoną przez sędziów czerwoną flagę i w efekcie odpadł z rywalizacji, ponieważ zajmował jedno z pięciu ostatnich miejsc.
Do prawdziwej sensacji doszło jednak w drugim segmencie kwalifikacji. To na tym etapie odpadli obaj kierowcy zdecydowanie najszybszego w tym sezonie w stawce Red Bulla. O ile brak awansu do finałowej dziesiątki Sergio Pereza nie może nikogo szczególnie dziwić, bo forma Meksykanina w tym sezonie pozostawia wiele do życzenia, tak odpadnięcie Verstappena jest ogromną niespodzianką.
Holender broni tytułu mistrza świata, a przed dwoma tygodniami na Monzy pobił rekord liczby wygranych wyścigów z rzędu. Triumfował w dziesięciu ostatnich rundach. Jutro wciąż będzie miał szansę na wyśrubowanie swojej passy, ale w Singapurze z 11. miejsca startowego będzie mu niezwykle trudno.
Pod jego nieobecność w finałowej części kwalifikacji inni kierowcy wyczuli swoją szansę na staniecię na pole position przed niedzielnym wyścigiem. Faworytami do tego byli zawodnicy Ferrari, którzy świetnie prezentowali się w treningach. Swoją dobrą formę potwierdził Sainz, który po raz piąty w karierze, a jednocześnie drugi z rzędu wygrał kwalifikacje w trakcie weekendu wyścigowego. Mało brakowało, a obok niego stanąłby jego zespołowy partner, ale w samej końcówce na drugie miejsce wślizgnął się Russell.