Verstappen nie jest zachwycony otoczką w Las Vegas. "Wcale mi się nie podoba"
Verstappen, który już kilka tygodni temu zapewnił sobie trzecie mistrzostwo świata z rzędu, odciął się od całego hałasu spowodowanego wyścigiem w Las Vegas, lecz jego otwarta niechęć do tego wydarzenia na pewno nie pomoże w sprzedaży biletów. W środę Holender nie przeprosił za swoje podejście i przypomniał, że jest kierowcą, a nie showmanem.
Zapytany, czy nie może się doczekać tego weekendu, trzykrotny mistrz świata odpowiedział jednoznacznie: „Nie”. „Myślę, że to w 99 proc. show, w 1 proc. sport” – powiedział Verstappen. „Formuła 1 nadal zarabia pieniądze, czy mi się to podoba, czy nie, więc nie zależy to ode mnie".
„Ale nie mam zamiaru tego udawać. Zawsze wyrażam swoją opinię zarówno w pozytywnych sprawach, jak i w negatywnych, taki już jestem. To naprawdę nie moja sprawa. Niektórzy ludzie lubią tę otoczkę, mi się ona wcale nie podoba” - powiedział.
Skoro tak jest, to pewnie Verstappen przeżywał w środę swój najgorszy koszmat, gdy podczas hucznej ceremonii otwarcia wydarzenia razem z zespołami rockowymi i w towarzystwie dronów i fajerwerków, wraz ze swoim kolegą z drużyny Sergio Perezem, obaj kierowcy wyszli z gigantycznego pudła na stadionie.
„W moim przypadku można by pominąć te rzeczy” – powiedział Verstappen. „Po prostu tam stoję, wyglądam jak klaun”.
Później, podczas spotkania z mediami, nastrój Verstappena był równie ponury jak deszczowa pogoda w Las Vegas. Nie zrobił na nim wrażenia ani harmonogram wyścigu, ani pierwsze wrażenia z toru.
„Zawsze chcę skupiać się na osiągach” – wzruszył ramionami Verstappen. „Po prostu nie sądzę, że układ toru jest aż tak ekscytujący. Krajobraz będzie wspaniały podczas jazdy przez Strip, ale sam tor nie jest najbardziej ekscytujący”.