Verstappen z kolejnym zwycięstwem, McLaren znowu na podium
Kierowcy zdawali sobie sprawę, że Hungaroring nie jest torem, na którym wyprzedzanie jest łatwą sztuką, więc do wywalczenia sobie lepszej pozycji w stawce próbowali wykorzystać start. I na pierwszych metrach wyścigu naprawdę sporo się podziało.
Startujący z pole position Lewis Hamilton stracił prowadzenie na rzecz Maxa Verstappena w trakcie dojazdu do pierwszego zakrętu, a po kilku kolejnych metrach był już czwarty, bo wyprzedzili go także kierowcy McLarena - Oscar Piastri i Lando Norris. Zupełnie pogubił się za to ustawiony na piątej pozycji startowej Guanyu Zhou z Alfy Romeo, który zaspał na starcie i był masowo wyprzedzany przez rywali. Pierwsze kółko kończył na 16. miejscu.
Do kolizji doszło za to w końcówce stawki. Wspomniany Zhou zahaczył Estebana Ocona, a ten w efekcie wpadł na swojego zespołowego kolegę - Pierre'a Gasly'ego. Ostatecznie Chińczyk był w stanie jechać dalej, a obaj kierowcy Alpine zakończyli rywalizację na pierwszym okrążeniu i musieli się wycofać.
Po pierwszej serii wizyt u mechaników zdecydowanie prowadził Verstappen, za którym jechali Norris i Piastri - Australijczyk w trakcie pit stopów stracił drugie miejsce na rzecz zespołowego kolegi. Za nimi był Hamilton, którego gonił Sergio Perez. Meksykanin startował na twardej mieszance i przez to po zmianie opon przez całą stawkę miał lepsze wyniki na pośrednich oponach.
Sytuacja odrobinę przetasowała się w trakcie drugiej fali zjazdów do boksów, ponieważ Perez wylądował na trzecim miejscu za Verstappenem i Norrisem. Za miejsca gwarantujące podium spadł więc Piastri, który na początku wyścigu pewnie jechał na drugiej pozycji, a później wyprzedził go jeszcze Hamilton. Do dziesiątki przedarł się za to startujący z dopiero 18. pola George Russell, który udał się w pogoń za kierowcami Ferrari.
Ostatecznie w kwestii podium nic się nie zmieniło - Verstappen spokojnie dojechał do mety z ponad 20 sekudami przewagi nad Norrisem, a Brytyjczyk uciekał przed Perezem, ale finalnie wjechał na metę pięć sekund przed kierowcą Red Bulla.
Udała się za to pogoń Russella za kierowcami Ferrari, najpierw wyprzedził on spokojnie Sainza, a później znalazł się w pięciu sekundach za Charlesem Leclerkiem, który na przestrzeni wyścigu trzymał pięć sekund kary.