Znów trzy sety Hurkacza, w ostatnim pokazał klasę i zapewnił sobie ćwierćfinał
Po opóźnieniach związanych z deszczem Hubert Hurkacz (7. ATP) i Flavio Cobolli (31. ATP) rozpoczęli swój bój o ćwierćfinał turnieju Masters w Cincinnati dopiero o 23:00 polskiego czasu. I z początku nie było widać znaczącej różnicy miejsc rankingowych.
Po przełamaniu set uciekł Włochowi
Młody Włoch starał się dotrzymywać Polakowi kroku mocnym serwisem i aż przez cztery gemy żaden nie był w stanie w istotny sposób nadgryźć przeciwnika. Brakowało też wielkich wymian, punkty padały raczej szybko. Dopiero w szóstym gemie spotkania wrocławianin wywalczył break point. Pierwszego rywal zgasił gniewnym atakiem, ale chwilę później to Hurkacz z równie dużą agresją smeczował spod siatki i udało się, przełamał!
Polak potwierdził przewagę popisowo, nie tracąc ani punktu. Cobolli w kilka minut kompletnie stracił kontakt punktowy i przy stanie 2:5 zdołał już tylko obronić swoje podanie. Wprawdzie wyszedł na prowadzenie 30:15 w dziewiątym gemie, ale reakcja Polaka była bez zarzutu, pewnie wygrał seta 6:3 w zaledwie 31 minut. Posłał Włochowi pięć asów, ale ten był tylko o jednego gorszy.
Prześledź mecz Hurkaccz - Cobolli punkt po punkcie
Upadek Hurkacza i przerwa
Otwierająca partia nie przyniosła wielkich, dłuższych wymian, za to drugi set zaczął się od batalii, w której Cobolli stanął przed wyzwaniem. W nerwach dopuścił do break pointów, ale sprawdzian zdał: obronił jednego, drugiego, trzeciego, a autowe zagranie Hurkacza dało mu wyczekiwany oddech. Gdy 27-latek popełnił pierwszy błąd podwójny i Cobolli chciał zagrozić mu w rewanżu, as załatwił sprawę i było 1:1.
22-letni florentczyk zagryzł wargi: zgarnął swojego gema na sucho, a przy podaniu Polaka ustawił się daleko pod ścianą, wyczekując mocnych serwisów Hurkacza. I były mocne, ale tylko jeden okazał się punktowy. Cobolli skutecznie wymusił błędy wrocławianina i zdołał go przełamać, gdy ten próbując dojść do piłki upadł na twardy kort. W tym trudnym momencie sędzia przerwał grę z powodu deszczu na ponad 16 minut, wymuszając ponowną rozgrzewkę.
Cobolli błyskawicznie po powrocie wyszedł na 4:1, a Polak nawet nie czekał na jego kończącego smecza, od razu zszedł na ławkę. Nerwy było widać – przy swoim podaniu zaczął od nieudanego skrótu, potem zaliczył potężny aut, odrobił dwa punkty i znów wyrzucił. Zgasił break pointa i wygrał gema, wciąż jednak nie miał wiele do powiedzenia przy podaniu Włocha, który na 5:2 wyszedł sprytnym skrótem. Obaj następnie pewnie wygrali swoje gemy, a to oznaczało remis w meczu.
Pełna kontrola już do mety
Hurkacz zszedł poza kort przed decydującą partią i wrócił naładowany: szybko wygrał swojego gema, wywalczył dwa break pointy, ale oba Cobolli zgasił asami, ku aplauzowi publiczności. Pojawił się trzeci, Włoch agresywnie przebijał, a Polak w defensywie oddawał mu łatwe piłki, czekając na błąd. I doczekał się, 22-latek nie wymierzył dobrze, stracił podanie i ryknął z frustracji, a moment później obił kort rakietą, kiedy wrocławianin uciekł ze spokojem na 3:0.
Presja była już po drugiej stronie kortu, przy podaniu Włocha najlepszy polski tenisista grał na luzie, pozwalając mu obronić kolejne podanie, a sobie pozwalając na niekonwencjonalną sztuczkę ze skrótu powyżej. Gdy jednak Cobolli wyszedł na 30:0 przy podaniu wrocławianina, włoska część widowni się ożywiła. Uciszyła ją doskonała seria z dwoma punktowymi serwisami na 4:1. Wyprowadzony z równowagi 22-latek dał się zaskoczyć Polakowi przy swoim podaniu i w sytuacji 0:40 musiał ratować swój byt w meczu. Nie uratował – wyrzucił piłkę przy obronie drugiego break pointa. Nie było miejsca na litość, Hurkacz następnie trzy razy zapunktował serwisem i wygrał jedną wymianę, na sucho zamykając mecz.
W ćwierćfinale rywalem Polaka będzie Tiafoe, który po bardzo długim i wyrównanym pojedynku pokonał Jiriego Leheckę 6:4, 6:7(10, 7:6(5).