Jelena Rybakina pokonana, ziścił się katarski hat-trick Igi Świątek!
Sobotni finał turnieju w katarskiej Dosze to już siódme spotkanie Igi Świątek z Jeleną Rybakiną (a piąte nie licząc World Tennis League) i trzeba powiedzieć, że Kazaszka często znajdowała sposób na Polkę. Można było podchodzić do meczu finałowego z niepewnością i pierwszy set tylko ją wzmógł.
Set jak mecz: upadki, wzloty i emocje do końca
Choć to Świątek po raz trzeci z rzędu doszła do finału w stolicy Kataru, wyraźnie źle weszła w mecz, pierwszego gema przy swoim serwisie oddając z zaledwie jednym punktem. Nie ujmując niczego rywalce, widać było po 22-latce, że jeszcze nie złapała tempa. W drugim gemie miała dwa break pointy, ale i on przebiegał pod dyktando Kazaszki.
As i szybkie 40:0 dla Polki w trzecim gemie były uspokajające, ale przedwcześnie – dopiero na przewagi raszynianka złapała kontakt przy 1:2. Nie trwało to jednak długo, Rybakina imponowała czytaniem gry Polki i szybko uzyskała drugie przełamanie, wyraźnie uciekając popełniającej dwukrotnie więcej błędów Świątek.
Promykiem nadziei dla Polki okazała się przerwa medyczna, ponieważ Rybakina uderzyła się rakietą w łydkę. Po powrocie szybko dała się przełamać rywalce, która była już po konsultacji z trenerem Wiktorowskim. Mimo to Świątek wciąż pozwalała przeciwniczce narzucać warunki, z trudem obroniła swojego gema i dopiero w ósmym gemie Rybakina straciła rytm – jej błędy i doskonały return Polki na ciało dały powrotne przełamanie na 4:4. Choć wyraźnej przewagi Polki nie było, to od MTO Kazaszki wygrała cztery gemy.
Dziesiąty padł łupem Rybakiny bez wysiłku, a w kolejnym ruszyła do ataku i opłaciło się. Iga Świątek obroniła dwa break pointy, ale wyraźnie lepsza gra Kazaszki dała jej trzecie przełamanie i szansę na wygraną w secie przy swoim podaniu. Tym razem pazur pokazała jednak Świątek, która w kluczowej chwili wyczuła kierunek smeczu i ograła Rybakinę, wymuszając tie-break. Igę z ostatniego gema – kreatywną i zdeterminowaną – kibice na pewno chcą oglądać.
Rybakina "pękła" pierwsza i oddała mini breaka, a po pięknym odrobieniu straty chirurgicznym uderzeniem w sam narożnik, ponownie się pomyliła. W rewanżu podwójny błąd Igi i ponownie odrabianie – tym razem dwoma smeczami. Niestety, Polka przegrała dwie piłki setowe i to Rybakina mogła zamknąć partię... gdyby nie bezlitosny bekhend i forhend Świątek. Jeszcze jeden mini break i dopiero przy podaniu Kazaszki trzeba było kończyć – tym razem się udało, bekhendowy pasing szot dał 10-8!
A potem było już z górki...
Prawie półtorej godziny gigantycznych emocji, ale też kłopotów i niepewności. Po takiej dawce cieszył wynik, a martwił mozół, z jakim Polka punktowała. Dokładnie tak rozpoczął się set drugi – Rybakina przeszła suchą stopą przy swoim podaniu, a Świątek broniła dwóch break pointów. Zrewanżowała się w fascynującym trzecim gemie, gdy udało jej się pokonać rywalkę!
Przełamanie uskrzydliło liderkę rankingu, która również w piątym gemie atakowała mniej przekonującą Rybakinę. Ta dawała już oznaki frustracji, choć w grze pozostała. Bezbłędna pod siatką Polka co prawda mogłaby odważniej rozrzucać przeciwniczkę po korcie, ale nie narzekajmy: szala coraz mocniej przechylała się na stronę Polki.
W siódmym gemie Kazaszka wygrała co prawda pyszną wymianę z ok. 20 uderzeniami, by później wypuścić z ręki dwa punkty bez walki i dać się przełamać ponownie! Po pierwszej partii oglądanej z duszą na ramieniu finisz meczu można było przeżywać z czystą radością. W ósmym gemie Polka mogła zamknąć mecz i rakieta jej nie zadrżała! Wyszła na 40:0 po kolejnej znakomicie rozegranej wymianie i za drugim razem wykorzystała piłkę meczową. Raz jeszcze okazała się nie do ogrania przy siatce, uderzeniem znad głowy kończąc mecz.