Magdalena Fręch za burtą w Dausze, ale napsuła krwi faworytce
Wiktoryja Azaranka to jedno z największych nazwisk kobiecego tenisa ostatnich lat i choć powoli zmierza ku zakończeniu kariery, to wciąż ma do zaprezentowania znacznie więcej niż tylko charakterystyczny okrzyk przy każdym odbiciu piłki. Polka z kolei jest w życiowej formie, wszedłszy w 2024 rok z przytupem. We wietrznej Dausze przyszło pokazać, że zwyżka nie jest chwilowa.
Wynik gorszy od gry Fręch
Od pierwszych punktów meczu 34-latka z Mińska miała spore problemy. Tylko w dwóch pierwszych gemach serwisowych dopuściła Polkę do sześciu (!) break pointów. I choć żadnego nie udało się wykorzystać, to walkę oglądało się pięknie. Pierwszy serwis faworytki szwankował, natomiast u Magdaleny Fręch oglądaliśmy powtórkę z Melbourne: większa siła i utrzymująca się precyzja – jednym słowem apetyt na grę, jakiego od łodzianki oczekują kibice!
Sprawdź komplet statystyk meczu Fręch-Azaranka
Fręch pierwszy punkt trzeciego gema wydarła rywalce, której mogło się wydawać, że oszuka Polkę pod siatką, a jednak nie zmieściła piłki i ta została po jej stronie. Niestety, nie tylko gema nie udało się wyrwać, ale też Polka straciła swoje podanie i wynik szybko zrobił się jednostronny. Białorusinka prowadzenia nie utrzymała, dała się przełamać w siódmym gemie. Aż do stanu 4:3 przy swoim podaniu musiała odpierać Fręch, która co najmniej doprowadzała do 40:40 lub miała break pointy.
Niestety, ostatnie dwa gemy należały do faworytki. Odrobiła stratę, a wynik na 6:3 ustaliła już bez straty punktu, wykorzystując wyraźnie poprawiony serwis do wykorzystania pierwszej piłki setowej.
Wielki powrót w drugiej partii
Druga partia zaczęła się fatalnie dla Polki, która błyskawicznie znalazła się w sytuacji 0:40. Obroniła pierwszą próbę, ale dała się przełamać rozpędzonej rywalce, która w ostatnich gemach znacznie lepiej rotowała rozwiązaniami, szukając sposobu na 52. zawodniczkę rankingu. Zwycięski marsz Azaranki udało się jednak zatrzymać dzięki dwóm jej błędom i dwóm skutecznym bekhendom Polki. Strata przełamania odrobiona błyskawicznie.
Zamiast równowagi przyszło nam jednak oglądać zepchniętą do defensywy przy swoim podaniu łodziankę, która ponownie nie zdołała obronić swojego gema. Walczyć na szczęście nie przestała, gładko (i efektownie!) wygrywając drugiego gema serwisowego na 2:3, ku frustracji dawnej pierwszej rakiety świata.
Frustracja przerodziła się we wściekłość, gdy Polka wydarła przełamanie powrotne i obroniła swój serwis pomimo break pointu dla rywalki. Fręch fantastycznie zareagowała na nerwowość rywalki, łącząc spokój na korcie z bardziej kąśliwą grą. Efekt? Pięć (!) wygranych gemów z rzędu i 6:3.
Końcówka przeciekła jej przez palce
Obie zawodniczki zaliczyły najwyżej umiarkowane wejście w decydującą partię, a rytm szybciej odzyskała Polka. Wygrała swojego gema i szybko wyszła na prowadzenie przy podaniu rywalki, która miała problem zwłaszcza z drugim podaniem. Pomimo czterech break pointów faworytka raz jeszcze obroniła się, po czym sama chciała zagrozić 26-latce, ale Fręch była wyraźnie zdeterminowana (2:2).
W kolejnym fragmencie to Azaranka wyraźnie przeważała, wygrywając gema na sucho i uzyskując dwa break pointy. Na nic jej się to zdało, Magdalena Fręch nie zamierzała odpuścić i nie tylko obroniła swojego gema, ale też próbowała przełamać Białorusinkę. Bardzo delikatna równowaga pomiędzy zawodniczkami utrzymywała się długo, co samo w sobie świadczy o progresie łódzkiej tenisistki.
Niestety, w ósmym gemie Azaranka była bezlitośnie skuteczna przy podaniu Polki i błyskawicznie wyrwała jej gema, po czym Fręch chyba straciła wiarę, w dwóch gemach punktując tylko dwukrotnie. Szkoda niewykorzystanych okazji, natomiast 52. rakieta świata stworzyła kawał widowiska i potwierdziła, że może walczyć z rywalkami, z którymi jeszcze niedawno nikt nie dawałby jej cienia szansy.