Coco Gauff najpierw przegrała ze sobą, potem z Igą Świątek
Po huraganowych obrazkach jeszcze na kilka godzin przed meczem, pojawiły się obawy o jego rozegranie. Jakby mało było narzekania na jakość kortu czy problemy organizacyjne, to WTA Finals szykowało kolejne wyzwania. I choć dwa mecze deblowe poprzedzające szlagier Świątek-Gauff rozgrywane były na świeżo osuszonym korcie, a wciąż przy bardzo silnym wietrze, to tuż po 23:00 polskiego czasu podmuchy przycichły, wyszło słońce.
Obie zawodniczki reprezentują wchodzące na karty historii młode pokolenie, obie mają na koncie po jednej pewnej wygranej w dwóch ostatnich pojedynkach między sobą, a do tego obie od zwycięstw zaczęły WTA Finals w Cancun.
Kto odciął prąd Coco?
Można więc było z niemałymi oczekiwaniami skupić się na pojedynku drugiej i trzeciej najlepszej rakiety świata... tyle że pozycji rankingowych po grze nie było widać. Obie zawodniczki nie przypominały siebie z najlepszych meczów, jakby próbowały znaleźć własny rytm zanim zajmą się poskromieniem rywalki. Błędy podwójne, nietrafione returny – obraz trzech pierwszych gemów byłby do zapomnienia, gdyby nie fakt, że wszystkie wygrała Świątek.
Wyraźnie większe problemy z wejściem w pojedynek miała Amerykanka. Chwilami sprawiała wrażenie, jakby była wydrenowana z energii. Jej piłki gasły na siatce lub były bardzo niecelne w sytuacjach, które błędu nie wymuszały. W takich okolicznościach Polce nie pozostało nic innego, jak tylko robić swoje. Po niewiele ponad 21 minutach było 5:0. Dopiero wtedy Coco Gauff wyraźnie ruszyła, serwis zadziałał, pojawiły się dwie solidne wymiany, ale to wciąż za mało i set poszedł na konto Polki do zera!
Dramat Gauff na finiszu
Przy wzmagającym się ponownie wietrze zawodniczki wróciły do gry, wciąż dalekiej od ideału, ale bardziej wyrównanej, szybszej. Swój poziom poprawiła znacząco Gauff, niestety Polka popełniła o kilka błędów więcej, w tym zaliczyła dwa chybione woleje spod siatki. Drugi z nich zaowocował przełamaniem i uskrzydlona 19-latka poszła za ciosem, nie oddając choćby punktu przy swoim podaniu.
Gauff była lżejsza o cały ciężar frustracji z pierwszego seta, z energią odzyskanej pewności siebie – to ona była w ofensywie i zmiana ról wyraźnie wybiła z równowagi wiceliderkę rankingu. Po serii sześciu punktów z rzędu udało się zatrzymać Amerykankę asem i ze stanu 0:30 Świątek zdołała wrócić, wygrywając swojego drugiego gema.
Co cenniejsze – dokładnie z takiego samego wyniku wypracowała trzy break pointy przy podaniu przeciwniczki, a widzowie w końcu mieli za co dziękować gromkimi oklaskami. Temperatura i tempo pojedynku wzrosły, obie tenisistki musiały poszerzyć arsenał. Piłka lądowała na liniach kilkakrotnie, a walka o szóstego gema stała się swego rodzaju meczem w meczu – trwał tyle, co połowa pierwszej odsłony.
Ostatecznie serwująca Gauff obroniła się i Polka musiała czekać na kolejną szansę. Swojego gema zaliczyła na sucho, a druga próba wyrwania gema rywalce udała się znacznie szybciej. Niestety, przy Coco grającej już na najwyższych obrotach, dwa błędy Igi w kolejnym gemie przywróciły przewagę Amerykanki.
Nie uniosła jednak presji zamknięcia seta – popełniła łącznie cztery błędy podwójne z rzędu, oddała gema, później nie zdołała zdobyć punktu przy podaniu Świątek, co dodatkowo utrudniał coraz mocniejszy wiatr. Trudno było nie spoglądać z troską na sytuację Gauff, która po słabym secie podniosła się niemałym wysiłkiem, a na ostatniej prostej ponownie była bezradna. Nie była w stanie podnieść się drugi raz, zepsutą próbą smeczu przegrała mecz przy swoim podaniu.
